wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 5.

-Co do cholery jasnej...-wymamrotałam nie mogąc podnieść głowy z blatu stołu.Mój telefon dzwonił jak szalony,dobrze że leżał niedaleko mnie,bo inaczej bym się do niego nie doczłapała.
-Halo?-spytałam zachrypniętym głosem nie otwierając oczu.
-No w końcu!Ileż można dzwonić?Hehe,Piotrek mówi.Słuchaj no,dobrze by było jakbyś wieczorem w Zakopanem była,bo treningi zaczynamy i jakieś małe posiedzenie ma być hehe-mówił Żyła a ja się poderwałam gwałtownie by zerknąć na zegarek.Złe posunięcie,moja głowa dała o sobie znać.
-O Matko i córko-złapałam się za łeb-Jasne będę,postaram się być koło 18.-zapewniłam skoczka i delikatnie oparłam się plecami o oparcie kanapy.
-No to do zobaczenia nie?!
-Do zobaczenia.-odpowiedziałam i się rozłączyłam.Poszukałam w apteczce czegoś na ból głowy i poszłam się ogarnąć.Wyglądałam jak pijak po tygodniowej libacji.Tak to jest jak się pije raz na ruski rok :)Było ok. 14:00,postanowiłam wyjść na chwilę by się przewietrzyć.Na śmierć zapomniałam,że mój ex zapowiedział się na wizytę pod blokiem.Siedziałam na ławce paląc papierosa.Była piękna pogoda,świeciło słońce,ptaszki ćwierkały chowając się gdzieś na drzewach.Zamknęłam oczy i uniosłam wyżej twarz by łapać promienie słoneczne,które ostatnimi dniami raczyły nas swym ciepłem.
-Czekasz na mnie?-usłyszałam nagle męski głos i odwróciłam się w jego stronę
-Chyba kpisz człowieku.Całkiem zapomniałam,że miałeś przyjść.-parsknęłam udając twardą choć wcale tak nie było.Od naszego rozstania minął ponad rok a ja wciąż miałam do niego okropny żal i teraz widząc go miałam ochotę wstać i napluć mu prosto w twarz.Niestety nie było to możliwe,bo mierzy on ponad 2 metry a ja mam niecały 1,70.
-Porozmawiajmy-zaczął siadając obok mnie jednak ja byłam nieugięta.Zgasiłam fajkę i wstałam
-Nie mamy o czym,daj mi spokój!-krzyknęłam i ruszyłam w stronę domu.On wstał i złapał mnie za rękę przyciągając do siebie.
-Chcę do ciebie wrócić,żałuję tego co się stało. Daj mi szansę.-powiedział patrząc mi prosto w oczy.Próbowałam mu się wyrwać,ale on jest dużo silniejszy.
-Puść,to boli Marcin.-wydusiłam przez zęby,a kiedy on wciąż mnie przytrzymywał,drugą wolną ręką uderzyłam go w twarz i się wyrwałam.
-Odwal się ode mnie!Co ty sobie myślisz,że ja jestem taka głupia?Spędziłam z tobą prawie 4 lata a ty cały czas mnie zdradzałeś!
-Żałuję tego,naprawdę-zapewniał trzymając się za polik,w który przed chwilą dostał.
-Taki kit wciskaj komuś innemu,nie mi.-odwróciłam się na pięcie i poszłam wolnym krokiem.
-Kocham cię no !-wykrzyczał a ludzie będący w parku pod blokiem stanęli by posłuchać.Ciekawość ludzka nie zna granic.Nie odwracając się podniosłam rękę i pokazałam mu środkowy palec. Spakowałam torbę i wsiadłam do auta udając się do Zakopanego.Droga Kraków-Zakopiec przebiegła bez problemów,więc jakoś po 17 byłam już na miejscu.Z racji tego,że w górach także szybko zawitała wiosna treningi na skoczni nie były możliwe,bo Wielka Krokiew nie była przygotowana.Pozostały nam ćwiczenia na sali.
-Hej górole,nie bita się,ma górolka dwa warkocze podzielita się....-podśpiewywał sobie Kamil Stoch wchodząc na salę treningową w podskokach.Spojrzeliśmy wszyscy na niego uśmiechnięci i zaraz zaczęły się pytania:
-A ty co?Żomba bolącego wyrwałeś?-zaśmiał się Janek wiążąc sznurówki od adaśków
-No co ty,przecież od się dentyszty boi-dodał trener i przybił z Ziobro piątkę.
-Ale śmieszne!Haha,uśmiałem się jak nie wiem.-zaśmiał się sarkastycznie złoty Stoch i usiadł po turecku na podłodze
-No to gadaj co się stało!-Dawid spojrzał na niego z ciekawością i podbiegł do kumpla,gdyż w drugim końcu sali odbijał z Maćkiem piłkę do siatkówki
-A to musiało się coś stać bym miał dobry humor?-mistrz olimpijski uniósł brew do góry i uśmiechnął się tajemniczo
-Ty nigdy nie śpiewasz,więc musiało się coś stać-posłałam mu uśmiech i klapnęłam zaraz obok niego i Mustafy
-NOOOO WIĘC....?-wszyscy razem w tym samym momencie skierowaliśmy pytanie do Stocha a on wywalił:
-Ojcem będę!-roześmiał się i wstał,chyba sam jeszcze w to nie wierzył
-No to gratulacje,stary!-Jasiek zaklaskał w dłonie i podszedł do niego z gratulacjami.Reszta uczyniła to samo.
-Trzeba to opić!Lecę po flaszkę!Albo dwie,nie trzy!-rzekł Żyła ciesząc się jak dziecko-Idę do sklepu!-dodał jednak Kruczek ostudził jego zapały,jak i reszty chłopaków.
-Teraz trzeba się skupić na treningach,nie na piciu.Opijać będziemy po sezonie.-zatarł ręce Łukasz i zaśmiał się pod nosem.Chłopaki nieco zawiedzeni westchnęli ciężko,ale zaraz uśmiech z powrotem zawitał na ich twarzach.
-Ej,to będziemy opijać podwójnie,bo przecież jeszcze pępkowego u Jaśka nie było!A Wiwi ma już 2 miesiące-poruszałam zabawnie brwiami i związałam włosy w kucyk,gdyż strasznie mi przeszkadzały.Znowu powstał gwar jak na dworcu a było nas przecież tylko siedmioro.
-Dobra!Spokój,bierzmy się za robotę,bo Planica czeka!-klasnął w dłonie trener kadry popędzając nas,więc my bez gadania zabraliśmy się do pracy.



Starałam się jak mogłam,by nie spacjować przed znakami interpunkcyjnymi i po znakach :)Mam nadzieję,że mi się udało :P.Sorry,że krótki,ale wena mnie opuściła...:( Do następnego!Zapraszam do komentowania:)


Oto dwa cudeńka w Planicy,na jednym z nich odbędzie się finałowa rywalizacja w ten weekend:



2 komentarze:

  1. Hej!:)Opowiadanie fajne,mi te"spacjowanie" nie przeszkadza :D Hehe;) Czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Najprawdopodobniej pojawi się jutro bądź pojutrze:) Pozdrawiam!

      Usuń