sobota, 10 maja 2014

Rozdział 19.

4 lata później...

8. czerwca 2019 r.


Mam 36 lat, jestem spełniona pod każdym względem. Mam 4-letniego, zdrowego synka, który w każdym calu przypomina swojego biologicznego ojca i bawiąc się udaje, że jest skoczkiem narciarskim. Często jeździ ze mną na zawody. Rok temu poszłam do pracy, jestem teraz fizjoterapeutką w prywatnym gabinecie pewnej kobiety. Filip chodzi do przedszkola i każdemu chwali się, że jego tatuś jest skoczkiem.
Niedługo po porodzie przeprowadziliśmy się do większego domu, gdyż moje mieszkanko było za małe.
Zakochałam się. Choć jest on młodszy ode mnie, to w niczym nam to nie przeszkadza. Wszyscy nas wspierają i mówią nam, że jesteśmy parą idealną.


Dziś jest ten jeden jedyny dzień, na który każda kobieta czeka przez całe swoje życie...


-Mamo, mamo! Gdzie tatuś?!-do salonu wbiegł Filip, jeszcze w piżamce, wskoczył mi na kolona obejmując mnie rączkami

-Tatuś przecież jest u babci Gosi i dziadka Rafała skarbie.-cmoknęłam go w policzek na co on lekko zrezygnowany stanął na podłodze i włączył sobie bajkę na Polsat Jim Jam.

 Inteligencja pierwsza klasa, blondynek potrafi się obsługiwać dekoderem, laptopem i tabletem. Ma to po mnie oczywiście, chociaż to... Thomas ograniczył się jedynie do przesyłania pieniędzy na Filipa. Wielka szkoda. Chciałam by mały znał swego prawdziwego ojca, ale dla Thomasa to było...Wrócił do Kristiny i Lily, nie miał czasu na drugie dziecko. Maciej jest wspaniałym tatą dla Fifiego, mały świata poza nim nie widzi i niech tak zostanie. Teraz to wiem. Niedługo staniemy się prawdziwą rodziną, jeszcze kilka godzin.

-Filip, teraz nie przeszkadzaj, bo zaraz pani fryzjerka przyjedzie zrobić mamusi fryzurę,dobrze?- Ewa Stoch nachyliła się nad mą latoroślą targając go po czuprynie. Wyjęła z szafy suknię ślubną i powiesiła ją na drzwiach.- Maciej oszaleje jak cię zobaczy! Boże, już się doczekać nie mogę.-rozmarzona zaklaskała w dłonie. Byłam zestresowana. Zegar wybijał dopiero 9 rano, ale jak sobie pomyślałam, że już o 16 mam stanąć przed ołtarzem... Żołądek mi się ściskał! Oby to jak najszybciej zleciało, ślub i pierwszy taniec. 

(...)

Fryzura, makijaż, paznokcie. Czułam się jak królowa! Fryzjerka stała za mną robiąc cuda z mymi włosami a kosmetyczka zajmowała się makijażem a potem paznokciami. Ewa stała z boku czekając na swą kolej. Tak, będzie moją świadkową. Antosia z Filipem biegali po całym domu bawiąc się i śmiejąc w niebo głosy. Nie ma nic cudowniejszego od widoku szczęśliwych dzieciaczków.

-Jesteś prześliczna.-mama wydusiła przez łzy obejmując mnie całą. Nie mogłam oddychać!

-Mamuś, dusisz mnie-zaśmiałam się odklejając od niej. Poprawiłam włosy i sukienkę po czym stanęłam przed lustrem

Zatkało mnie. Nawet nie myślałam, że mogę tak ślicznie wyglądać. Okręcałam się wokół własnej osi, dotykając włosów i twarzy. To naprawdę ja? Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Orkiestra stała pod domem i przygrywała weselne melodie, kamerzysta i fotograf byli u mnie w domu, uwieczniali początek całej uroczystości. Mnie i gości. Wszyscy czekaliśmy na przybycie pana młodego i świadka, którym był Kuba Kot. Cała moja rodzina zjechała się na wesele, ciocie, wujkowie, których nie widziałam z 10 lat. Filip plątał się każdemu między nogami, wyraźnie był znudzony. Jak dla niego to już za dużo.

-Są już, przyjechali!- Kamil wbiegł do salonu a ja jak to tradycja nakazuje musiałam wyjść na zewnątrz by ich przywitać. Pogoda cieplutka, jak to zwykle była w czerwcu. Na podjeździe stanął srebrny mercedes przystrojony idealnie przez panią florystkę. Maciej wynurzył się z auta w garniaku i lakierkach z bukietem kwiatów w ręku. Tuż za nim stanął jego świadek i rodzice, którym z zachwytu poleciały łzy wzruszenia. Przywitałam się z nimi całusami w policzek a na koniec Maciek zbliżył się do mnie całując mnie czule  w usta.

-Zakochałem się.-spojrzał mi głęboko w oczy wręczając przepiękny bukiet

-Serio? Szczęściara z niej przystojniaku.-uśmiechnęłam się szeroko chwytając go pod rękę.

W domu rodzice udzielili nam błogosławieństwa, nie obyło się bez małych pomyłek i zacinek spowodowanych wzruszeniem. To była piękna chwila a jeszcze piękniejsza miała się zaraz zdarzyć w jednym z krakowskich kościołów. Przy świątyni czekali już wszyscy goście, w tym cała kadra skoczków z żonami i dziećmi. Patrzyli na nas a my szliśmy w stronę drzwi dumni i szczęśliwi. Na wejściu spotkaliśmy księdza, który przywitał nas uściskiem dłoni. Goście weselni zasiedli w ławkach a my ruszyliśmy razem z rozpoczęciem się Marsza Mendelsona.

(...)

-Ja Natalia, biorę sobie ciebie Macieju za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską(...)-starałam się nie rozryczeć, szkoda by było tak pięknego makijażu. Maciek uśmiechał się tylko widząc me zaszklone oczy. Fifi siedział z dziadkami, nie ogarniał zbytnio sytuacji, ale najważniejsze, ze był grzeczny.

-Ja Maciej, biorę sobie ciebie Natalio za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską(...)


Założyliśmy sobie złote obrączki na palce i ksiądz pozwolił nam się pocałować. Rozległy się brawa. Wspaniała chwila. Zastanawiacie się jakie nazwisko teraz noszę? Gawrońska, nie zmieniałam gdyż musiałabym to zrobić również z Filipem, a nie chcieliśmy mieszać.

Rzucali w nas ryżem i groszówkami, obsypali nas prezentami, kwiatami i mocą życzeń. Nie było temu końca. Jako, że zaprosiliśmy 150 osób to trochę pod kościołem czasu spędziliśmy.

-Dużo seksu kochani, by się wam wszystko układało, kochajcie się, miejcie dzieci, bo przyrost niski i jeszcze raz dużo seksu.-Piotrek Żyła wyściskał nas i wycałował po czym podał Kubie kopertę i odszedł na bok.

Życzeń tego typu dostaliśmy baaardzo dużo, zwłaszcza od kolegów z kadry. Przynajmniej się pośmialiśmy.
Koło 19 pojechaliśmy do hotelu, w którym miało odbyć się nasze wesele. Rodzice przywitali nas chlebem i solą, później odbył się nasz pierwszy taniec do piosenki Love is all around.
Zabawa do białego rana przy świetnych piosenkach, wódce i pysznym jedzeniu. Tradycyjne polskie wesele. Wszystkim się podobało, zwłaszcza nam. Nie obyło się bez śmiesznych sytuacji, np przy oczepinach, kiedy zakręcony Wiewiór chciał iść łapać bukiet, albo gdy Kamil wyszedł na środek i zaśpiewał nam zboczoną przyśpiewkę weselną : tekst.

(...)

Czy będziemy żyć długo i szczęśliwie? Czy długo nie wiem, ale mam nadzieję, że szczęśliwie i razem.
W swoim życiu popełniłam wiele błędów, podjęłam wiele niewłaściwych decyzji, ale gdyby nie to dziś nie miałabym wspaniałego dziecka. On i Maciej to najlepsze co mnie w życiu spotkało. Kocur ostatnio zaczął wspominać o córeczce...kto wie, kto wie? Może się namyślę. Tym czasem po poprawinach wylatujemy na wakacje na Karaiby, zabieramy ze sobą Filipa. Będzie to nasz pierwsza rodzinna wyprawa.

Elektryczne Gitary

To już jest koniec. The end

______________________
I tak oto zakończyła się dosyć burzliwa historia Natalii Gawrońskiej, nie tak jakbym chciała, na nic więcej nie było mnie stać. Nie mam weny ani pomysłów. Musi wam wystarczyć to co na górze:)
Dziękuję moim czytelniczkom, że byłyście ze mną i czytałyście moje wypociny.
Kocham was normalnie i pozdrawiam serdecznie! :*
Jeśli macie chęć zapraszam was na moje drugie opowiadanie: www.kochaj-mnie-tak-jak-siatkowke.blogspot.com 
Pozdrawiam! :*
Monika

piątek, 9 maja 2014

Rozdział 18.

-Cześć, pokaż to cudeńko-rzekłam wchodząc do sali, w której leżała Ewa. Ucałowałam ją w policzek i od razu skierowałam się do łóżeczka, w którym leżała mała Stochówna.- Czysty Kamil-pogłaskałam ją po policzku. Antosia smacznie spała, była taka słodka i niewinna.

-A tam gadasz, teściowa mówiła, że do mnie podobna.-blondynka zaśmiała się podciągając do pozycji siedzącej-Dzięki, że przyszłaś. To dla Antosi?-spytała wskazując na torebkę z prezentem, którą miałam w dłoni.

-Tak, tak! Kupiłam parę ciuszków, zobacz jakie słodkie.-uśmiechnęłam się na samą myśl siadając przy szpitalnym łóżku. Ewa wyciągnęła je rozkładając koło siebie. Była bardzo zadowolona.

-Cudowne są...

-A jak Kamil? Zeszło z niego to ciśnienie?

-Ja mam nadzieję, choć ciężko mu było dzisiaj wrócić na treningi.

-Nie dziwię się...-pokiwałam lekko głową odgarniając rozpuszczone włosy na bok.

Antosia obudziła się, więc Ewa wzięła ją na ręce i przystawiła do piersi gdzie mała przyssała się do sutka pijąc mleko. Wyglądało to tak słodko. Pomyśleć, że już niedługo ja będę coś takiego przeżywać. Pojawi się w moim życiu takie maleństwo, wielkie szczęście, które totalnie zmieni moje życie.
Posiedziałam tak jeszcze jakąś godzinkę i wróciłam do domu. Mieszkanie było już przygotowane na przyjście Filipa na świat. Tylko łóżeczko czeka na skręcenie, ale za parę dni wpadnie Maciek, który obiecał się tym zająć.

(...)

17. grudnia, w przerwie pomiędzy zawodami a treningiem przyjechał Maciej. Urwał się z Engelbergu specjalnie by mi pomóc i sprawdzić czy wszystko okej. Ewa z Antosią już kilka dni temu wróciły do domu, Kamil chciał nawet z zawodów zrezygnować by być z nimi, ale Ewka mu zdrowo przemówiła do rozsądku i został tam gdzie być teraz powinien. Niedługo są święta. Przytargałam ze strychu swą sztuczną choinkę i ozdoby, ustawiłam ją przy oknie balkonowym i pomału zaczęłam wieszać na niej lampki.
Rozległo się pukanie do drzwi, a jako że nie chciało mi się iść, krzyknęłam:

-Otwarte, wejdź!-i po chwili mym oczom ukazał się Kot. Bardzo zadowolony, podszedł i ucałował mnie w policzek

-A ty już poczekać nie mogłaś, tylko dźwigałaś to wszystko?-wyszczerzył oczy podpierając ręce na biodrach

-Daj spokój, to nie jest aż takie ciężkie.-zaśmiałam się masując się po brzuchu

-Coś nie tak, boli cię?-zaniepokojony złapał mnie pod rękę i podprowadził do kanapy-Usiądź, przyniosę wodę.-rzucił szybko znikając w kuchni, jednak po chwili wrócił ze szklanką napoju. Napiłam się opierając wygodnie.

-Lekarz powiedział, że przy końcówce tak jest, dziecko się obniża.-przymknęłam powieki wzdychając ciężko

-Odpoczywaj, ja dokończę!-rozkazał i wziął się za strojenie zielonego drzewka. Efekt końcowy:niesamowity. Ma chłopak do tego dryg. Po tym poskręcał łóżeczko i postawił je pod ścianą. Byłam mu potwornie wdzięczna, gdyby nie on...nie poradziłabym sobie. Ostatnio zaczęłam czuć się w jego towarzystwie wspaniale, jak prawdziwa kobieta. Maciej zawsze okazywał mi szacunek i wsparcie. Może powinnam się przełamać? Może Ewka znowu ma rację?

(...)
Święta minęły we wspaniałej atmosferze, byłam w Bełchatowie u rodziców, którzy wręczyli mi ogromne paczki z nowiuśkimi rzeczami dla Filipka. Imię wymyślił Maciej, od razu mówię. Spodobało mi się, więc czemu by nie? Poza tym nawet pasuje, Filip Gawroński. Według mnie jak ta lala.
Jako, że zima sroga  w tym roku to zbytnio z domu się nie wynurzałam, bo chodniki śliskie, nie posypane piachem, tylko patrzeć jakbym orła wywinęła i by było nieszczęście.

Dziś mamy Sylwestra. Skoczkowie w Ga-Pa, jak zwykle sobie nie poświętują zbytnio a ja mimo zaproszeń Stochowej i Żyły postanowiłam zostać w domu. Czułam się jakoś nieswojo. Brzuch mi się dziwnie napinał, dziecko było jak nigdy spokojne. Wieczorem usiadłam przed telewizorem oglądając Sylwester z Polsatem i zajadając się smakołykami, które akurat miałam w lodówce. Przeszedł mnie okropny skurcz. Wiedziałam, że już czas. Parę dni wcześniej spakowałam torby do szpitala, więc powoli wyłączyłam plazmę, ubrałam się, wzięłam wszystkie dokumenty, torbę i wolnym krokiem, krzywiąc się co jakiś czas z powodu bólu zeszłam na dół przed blok i wsiadłam do samochodu. Akcja porodowa mi się zaczęła a ja samochodem do szpitala. Tak, głupie i ryzykowne posunięcie, ale innego wyjścia nie miałam. W sumie zawsze mogłam wziąć taksówkę, albo poprosić sąsiada, ale ja jak zwykle Zosia Samosia, wszystko sama.

(...)

-Przyj Natalia, przyj!-krzyczała jedna z położnych, ale ja już nie dawałam rady. Nie miałam siły a poród trwał już 16 godzin. Położyłam głowę na poduszce ciężko dysząc, oczy ze zmęczenia same mi się zamykały a Filip ani myślał wyjść.

-To za długo trwa, przynieś zgodę na narkozę i cesarkę.-rozkazał ginekolog, który przyglądał się z boku całej akcji

-Poczekajmy jeszcze, pani młoda, da radę.-odezwała się druga lekarka tej samej profesji sprawdzając zapisy jakiś aparatur

-Nie da rady, nie widzisz, że jest wycieńczona?!-wkurzony facet aż krzyknął kipiąc złością-Podpisze pani zgodę na cc?-nachylił się nade mną głaszcząc mnie po głowie. Ja tylko pokiwałam głową.

(...)

Nic nie pamiętam. Wiem, że mnie uspali i...później słyszałam tylko coś w stylu "Proszę się obudzić, już po wszystkim! Ma pani zdrowego synka". Byłam słaba, nie kontaktowałam zbytnio. Po paru godzinach przywieźli mi Filipa do sali. Był taki spokojny i tak cudownie spał. Jak aniołek, pokochałam go najmocniej jak tylko się da. Można powiedzieć, że się w nim zakochałam, bo skradł me serce w całości. Wiedziałam, że nie ma w nim już miejsca dla nikogo innego. Dla żadnego faceta.

Filip Gawroński, urodzony 01.01.2015 r. o godzinie 14:45. Waga 3.500, wzrost 56 cm, 9 pkt w skali Apgar


(...)
Zadzwoniłam do Macieja, by podzielić się z nim tą informacją. Wiem, ze powinnam najpierw poinformować Thomasa, ale zrobiłam to później. Nie trzeba było długo czekać. Kilka godzin i Kot stoi w drzwiach do sali. Wielki uśmiech na twarzy, przywitał się ze mną by po chwili wziąć Filipa na ręce. Rozmawiał z nim, pocałował go w czółko, głaskał go po policzkach. Jak prawdziwy ojciec. Morgenstern nie przyjechał, bo powiedział, że Alex go nie puści i że zajedzie po TCS do nas. Okej, jak chce.

-Podobny do ciebie.-powiedział siadając przy łóżku. Położył małego obok mnie i przyjrzał się nam bacznie

-Też tak sądzę.-szepnęłam posyłając mu uśmiech

-Jak się czujesz, cesarkę miałaś? -dopytywał zaciekawiony

-Tak, nie mogłam normalnie urodzić, ale wszystko jest dobrze.-odetchnęłam głęboko z ulgą krzywiąc się po chwili odczuwając ból po cięciu

-To najważniejsze...Natka ja chcę być z wami, z tobą. Kocham cię, chcę wychowywać z tobą Filipka.-mówił błądząc wzrokiem po mej kołdrze. Spodziewałam się tego. Wiedziałam, że prędzej czy później to się wydarzy. Wbiłam wzrok w synka głaszcząc go po uszku. Długo milczałam.



_______________________
Przedostatni rozdział :) Ostatni part pojawi się być może na początku przyszłego tygodnia.
Nie mam pomysłów na to opowiadanie, teraz będzie mi ciężko napisać końcówkę, ale postaram się by wyszło dobrze.
Zapraszam do czytania i komentowania.
Pozdrawiam, Monika:*

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 17.

-Co ty tu robisz...?-wyszeptał ledwo otwierając powieki. Był wyczerpany, obolały, miał opuchniętą twarz. Nie chciałam go denerwować. Pomyślałam przez chwilę, że jednak niepotrzebnie tu przyjeżdżałam. On potrzebuje spokoju i odpoczynku. Miałam na sobie kurtkę, więc Thomas nie dojrzał mego brzucha. Może nie powinnam teraz mu fundować takiej wiadomości? Niepewnie położyłam swą dłoń na jego dłoni, spodziewałam się, że zaraz ją zabierze jednak nie zrobił tego. Patrzył na mnie a ja na niego. Trwało to może parę sekund.

-Gregor mi powiedział, że tu jesteś. Nie mogłam nie przyjechać.-spuściłam wzrok wpatrując się w dół szpitalnego łóżka

-Niepotrzebnie się fatygowałaś.-delikatnie zagryzł wargę i skrzywił się najprawdopodobniej odczuwając ból

-Chcę żebyś o czymś wiedział Thomas...-zaczęłam pomału odpinając zamek od kurtki. Bałam się jego reakcji. Zdjęłam ją z siebie kładąc rękę na ciążowym brzuszku.- Będziemy mieli syna.-przechyliłam głowę na bok oczekując jego reakcji. Milczał, tak długo nic nie mówił. Postanowiłam wstać i wyjść. Zagarnęłam torebkę i skierowałam się do drzwi.

-Odpoczywaj-rzuciłam łapiąc za klamkę. Wiedziałam, że tak będzie. Z resztą...czego mogłam się spodziewać? Że się ucieszy? Nie mogłam tego od niego oczekiwać.

-Zaczekaj-powiedział zdecydowanie, więc odwróciłam się na pięcie i pokręciłam głową

-Ja niczego od ciebie nie chcę, chciałam tylko żebyś wiedział...

-Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś?-zdezorientowany wskazał palcem na krzesło bym usiadła

-Chciałam, ale...rozłączyłeś się wtedy i...zrezygnowałam...-przysiadłam z powrotem koło niego

-Przepraszam, byłem wtedy zły na ciebie, gdybym tylko wiedział co chcesz mi przekazać...-westchnął ciężko jednak po chwili na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, odwzajemniłam mu tym samym

-Nie przepraszaj, nie mam do ciebie o to żalu. To ja powinnam cię przepraszać, skomplikowałam ci życie...-złożyłam usta w wąską kreskę bacznie przyglądając się Austriakowi

-Przepraszasz mnie za to, że zaszłaś w ciążę? Połowicznie to też moja robota.-zaśmiał się, choć zaraz spoważniał, gdyż ból nie dawał o sobie zapomnieć. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, ale przerwał nam lekarz, który wcześniej wskazał mi salę, w której Morgi leży. Poprosił mnie o opuszczenie szpitala, więc pożegnałam się z ojcem swego dziecka i wyszłam. Czy jestem zadowolona? Tak, teraz tak. Oboje wiemy na czym stoimy, Thomas zna prawdę a ja mogę z czystym sercem stwierdzić, że mój syn będzie miał ojca.
Nie mogłam długo tam zabawić, więc na drugi dzień po południu wróciłam do Polski. Morgenstern powiedział, że będzie płacił na dziecko i że chce regularnie uczestniczyć w jego życiu. Zgodziłam się, to naturalne. Tylko tak mogę mu to wszystko wynagrodzić.

Czas leciał jak szalony, mamy początek grudnia. Do rozwiązania został mi niecały miesiąc a Ewa Stoch jest już na dniach. Kamil lata jak szalony, jak wiadomo sezon się już rozpoczął i skoczkowie są na rozjazdach, ale nasz Mistrz Olimpijski bez przerwy wydzwania do domu i rozkazał swojej mamie odwiedzać synową przynajmniej raz dziennie by sprawdzała czy wszystko jest okej. Fajnie, prawda? Stoch jest bardzo troskliwy, chciałabym być na miejscu Ewki, choć ona zaczyna się nieźle wkurzać! 3. grudnia Ewcia przyjechała do mnie do Krakowa i razem wybrałyśmy się na zakupy dla naszych dzieci. Wleciałyśmy do centrum handlowego i pierwszy kierunek to sklep z wózkami i innymi tego typu rzeczami. Nie wiedziałyśmy na co się zdecydować. Blondynka szukała czegoś różowego, ja oczywiście ciemniejszych kolorów.

-Spójrz na ten! Jest niesamowity!-Ewa zaczęła biec w stronę wózka, który wpadł jej w oko. Wyobraźcie sobie ją biegnącą z tak wielkim brzuchem. Wyglądało to przekomicznie.

-Śliczny! Wielofunkcyjny i dużą gondolę ma.-zachwycałam się pomału zbliżając się do niej.
wózek Ewy

-Biorę go, gdzie sprzedawca?-rozejrzała się dookoła a po chwili zapłaciła za niego i stał się jej własnością- A ty coś znalazłaś?-zerknęła na mnie a ja dalej chodziłam pomiędzy tym wszystkim nie mogąc się zdecydować

(...)

-A ten?-wskazałam palcem
mój wózek

-Zajebisty! I co, bierzesz?-uśmiechnęła się od ucha do ucha.

-Jasne!-pokiwałam głową.

(...)
Następnie wybrałyśmy łóżeczka, wanienki i inne takie a już po południu tego samego dnia miały zostać one dostarczone do naszych domów. Zakupy z głowy, wszystko mamy!
Dostałyśmy ogromną ochotę na deser owocowy, zamówiłyśmy swoje zachcianki siadając w jednej z restauracji.

-Znowu Kamil, zatłukę go chyba.-na twarzy blondynki pojawił się grymas- Co chcesz? Jeszcze nie rodzę, nie mam skurczów ani nic z tych rzeczy. Zrobiłam z Natką zakupy i teraz jesteśmy na słodkościach, dasz mi chwilę pożyć?-zaśmiała się pakując do buzi ogromną truskawkę z bitą śmietaną

-Wiesz, że się martwię, jutro mija twój termin porodu!-rzekł zaniepokojony mąż, siedziałam z boku a doskonale słyszałam to co on mówi

-Wiem, przecież to nie jest powiedziane, że muszę jutro urodzić, zadzwoń później, pa!-i się rozłączyła. Zaczęłam się śmiać, tak przejmującego się Stocha w życiu nie widziałam.

-Już się boje co to będzie jak ja urodzę...-pokręciła głową z rozbawieniem

-Nie narzekaj, każda by chciała być na twoim miejscu.-stwierdziłam dokańczając swój deser

-A propos, a jak Maciek? Widzę, że też się przejmuje...-zaczęła przesuwając palcem po blacie stolika

-Bardzo...zachowuje się jakby to było jego dziecko.-posłałam jej delikatny uśmiech. Kot strasznie się angażuje, jestem mu za to wdzięczna, ale mam nadzieję, że nie oczekuje ode mnie czegoś więcej...wiecie czego.

-Nie żeby coś, ale on się chyba w tobie zakochał.-uniosła swą blond brew do góry składając usta w ciupek. Położyła rękę na swoim brzuchu i delikatnie zaczęła nią przesuwać.

-Błagam cię Ewa, ja nie chcę mieć faceta. Będę miała dziecko i to mi wystarczy, nie potrzebuję miłości.

-Tylko tak mówisz...-zaśmiała się lecz po chwili skrzywiła się na skutek bólu, który przeszedł jej ciało- Natka, wody mi odeszły...- stwierdziła z przerażeniem patrząc na podłogę, po której wody płodowe zaczęły płynąć niczym mała rzeczka

-O kurwa!-krzyknęłam podrywając się z krzesła- Kelner! Rachunek, szybko! -zwróciłam się do pracownika lokalu a ten widząc co się dzieje machnął ręką mówiąc:

-Żaden rachunek! Do szpitala jedźcie, deser na koszt firmy!- pomógł mi zaprowadzić Stochową do samochodu i pojechałyśmy do krakowskiego szpitala.

(...)
-Do Kamila zadzwoń jak będzie po wszystkim!-rozkazała mi kiedy lekarze wieźli ją na salę porodową

-Jasne, trzymaj się!-pomachałam a po chwili stanęłam przed zamykającymi się drzwiami na porodówkę. Usiadłam na krzesełku i czekałam. Trwało to wiele godzin, słyszałam krzyki Ewy, byłam tym wszystkim przerażona! Oczywiście postanowiłam wcześniej zadzwonić do jej męża, który był tak zszokowany, że sam nie dał rady przyjechać. Przywiózł go Piotrek Żyła, w sam raz na końcówkę. Siedzieliśmy jak na szpilkach, zwłaszcza Kamil . Łaził w tę i z powrotem aż w końcu rozległ się przeraźliwy płacz noworodka.
Położna zawołała skoczka do środka, po jego twarzy spływały łzy wzruszenia. Od razu wziął Antosię na ręce. Mała waży 3250 i mierzy 52 cm. Zdrowa baba! Ewa wycieńczona porodem leżała na łóżku szpitalnym, ledwo utrzymywała otwarte oczy, ale była szczęśliwa i zadowolona. Oboje byli mega szczęśliwi.

Antonina Ewa Stoch, ur. 03.12.2014 r. 23:12.






___________________________
Kolejny za nami, nie podoba mi się, bo wena mi zwiała jeśli chodzi o te opowiadanie i nie mam zbytnio pomysłów :P
Pozdrawiam, do następnego :*

wtorek, 29 kwietnia 2014

Rozdział 16.

Tak, jeszcze dzisiaj do niego zadzwonię. Poczekam tylko aż Maciej pójdzie do domu, muszę być wtedy sama. Ciekawe czy odbierze? Muszę się z nim jak najszybciej spotkać, nie ma innego wyjścia. Tyle, że...ja jestem tu w Krakowie a on w Austrii. Nieźle sobie życie skomplikowałam. Noc z Morgensternem kosztowała mnie utratą przyjaciela, pracy i zajściem w niechcianą ciążę. Zastanawiacie się czy cieszę się z tego, że będę mamą? Hmm, zawsze chciałam nią być, ale w innych okolicznościach. Widać los miał dla mnie inny scenariusz. Tak musi być.

Wstałam z kanapy, bo ileż można leżeć. Nie lubię leniuchować, więc pozbierałam się i poszłam do kuchni.

-Pomóc ci w czymś?-spytałam przeciągając się. Jednak kiedy poczułam zapach smażonego mięsa zrobiło mi się niedobrze i biegiem pognałam do łazienki. Maciej nieco zdezorientowany odprowadził mnie wzrokiem by po chwili stanąć pod drzwiami i rzec:

-A mówiłem, leż i czekaj na obiad...to nie, nie słuchasz nic a nic.-skrzywił się słysząc odgłosy z łazienki i oddalił się z powrotem by dokończyć posiłek.

 Ciekawe ile to potrwa? Niektóre kobiety męczą się z mdłościami do końca pierwszego trymestru a niektóre i całą ciąże. Oby się szybko skończyło, bo po paru razach mam już dość.
Wygramoliłam się blada jak trup i już nie skierowałam się do Kota tylko bezpiecznie usiadłam na kanapie.

(...)
Zjedliśmy ziemniaki z ciemnym sosem i zrazami, wszystko wyrobu Macieja Kota! Przyznać muszę, że świetnie smakowało. Skoczyłam na chwilę do kuchni po sok pomarańczowy i szklanki, wlałam nam obu napoju i usiadłam obok skoczka. Ten chcąc wyczaić sytuację zaczął zadawać przeróżne pytania.

-To teraz stworzycie prawdziwą rodzinę, prawda?-zerknął kątem oka na mą postać

-Powiem mu o dziecku, ale nie będziemy razem. Nie ma takiej opcji.-odpowiedziałam stanowczo oglądając swoje paznokcie u rąk

-Dlaczego? Jeśli mogę wiedzieć oczywiście...-błądząc wzrokiem po całym pokoju w końcu zatrzymał go na mnie przyglądając się bardzo jakby chciał wyczytać ze mnie wszystko na każdy temat

-Bo go nie kocham, proste.-wzruszyłam ramionami a w oczach bruneta momentalnie pojawił się błysk.
Rzuciło mi się to natychmiast. Jest zadowolony? Zapaliło mu się zielone światełko?

-Rozumiem-szepnął i po chwili się ze mną pożegnał. Zamknęłam za nim drzwi na klucz i szybko chwyciłam za komórkę. Sporo czasu minęło zanim odważyłam się wcisnąć zieloną słuchawkę. Wpatrywałam się w wyświetlacz, gdzie widniał napis ~Morgi~, miałam chwile zawahania, do oczu napływały mi łzy, gardło zaczęło mi się ściskać, czułam że jeśli do niego zadzwonię to nie będę mogła nic z siebie wydusić...
Jednak pomyślałam sobie: "Natka, przestań się mazgaić! Weź się w garść i dzwoń kobieto!". Głęboki wdech i mój kciuk wdusił przycisk ~połącz~. Jeden sygnał...drugi sygnał...trzeci...czwarty...piąty...już straciłam nadzieję na to, że odbierze. Przymknęłam oczy chcąc już się rozłączyć, ale usłyszałam głos Thomasa.

-Czego chcesz?-rzekł chłodnym tonem. Wiedziałam, że nie chce ze mną gadać, wszystko było takie wymuszone.

-Musimy się spotkać.-odpowiedziałam niepewnie zaciskając zęby

-Spotkać?-parsknął-Niby po co?

-Muszę ci coś...powiedzieć...-przełknęłam ślinę opierając się o drzwi kuchni

-Interesujące. Nie mam czasu ani ochoty. Cześć!-i się rozłączył. Taa...mogłam się tego domyśleć. Rzuciłam telefonem o ścianę a ten rozleciał się na trzy części po czym osunęłam się na podłogę chowając głowę między nogami. No i co ja mam teraz zrobić? Długo nad tym myślałam, miałam na to sporo czasu przecież.
Już wiem co powinnam zrobić, wychowam to dziecko sama. To jest moje dziecko i muszę sobie sama poradzić. Nie mam innego wyjścia.

(...)

5 miesięcy później.
8. września 2014 roku. Jestem w 6 miesiącu ciąży, tydzień temu dowiedziałam się, że będę miała syna. Teraz zastanawiam się nad imieniem dla małego. To jest w brew pozorom ciężka decyzja! Maciej podrzuca mi kilka propozycji na dzień. Ciągle siedzi z książką imion, czyta ich znaczenie i wysyła mi je SMSem. Co za chłopak. Bardzo mi pomaga, ostatnio nawet zaoferował się, że pójdzie ze mną do szkoły rodzenia jak tylko będzie miał czas. W sumie to czemu nie?
Wszyscy naciskają bym wyznała Morgensternowi prawdę,w tym moi rodzice, którzy twierdzą, że dziecko musi się wychowywać z dwojgiem rodziców, nie ważne czy będą oni razem czy też nie. Na pewno mają rację, ale ja już swoją decyzję podjęłam. Stochowie też nie są zadowoleni z mojej postawy. Aaa, właśnie! Zapomniałam wam powiedzieć. Kamil i Ewa już na początku grudnia zostaną rodzicami małej Antosi. Piękne imię, prawda?

Obudziłam się strasznie obolała, moje dziecko kopie niemiłosiernie. Jak mój kręgosłup wytrzyma do porodu to będę w szoku. Zaczęłam pomału kupować ciuszki, ostatnio wynalazłam w sklepie takie słodkie, niebieskie śpioszki z napisem ~Synuś mamusi~, kurcze muszę się trochę opanować, bo najchętniej to bym wykupiła wszystkie rzeczy dla dziecka.

-Jezu-skrzywiłam się łapiąc za brzuch. Wyglądam jakbym arbuza połknęła, na szczęście przytyłam jak na razie tylko 3 kg, więc jestem zadowolona.-Synuś, przestań kopać mamę po wnętrznościach.-pogłaskałam swego arbuza i pomału wstałam udając się do łazienki. Mdłości odeszły w zapomnienie, ale za to pojawiła się zgaga, Maciek mówi, że pewnie dziecko  ma długie włosy. Może i ma rację. Założyłam legginsy i tunikę, pomalowałam się i związałam włosy w kucyk. Następnie udałam się do kuchni by coś zjeść.

-Na co dzisiaj mamy ochotę?-zapytałam otwierając lodówkę-Mamy masło, jogurt, mleko, jajka, szynkę, ser i dżem.-uśmiechnęłam się szeroko wyciągając dżem i szynkę. Mały miks? Czemu nie! Chleb przesmarowałam dżemem truskawkowym a szynkę wzięłam w dłoń jako zagryzkę. Nawet dobre. Zdały by się jeszcze ogórki kiszone...Mniam. Aż mi ślinka na samą myśl zaczęła lecieć! Muszę je skądś skombinować.

-No co tam Gregor?-odebrałam telefon od Austriaka i usiadłam wygodnie na kanapie nogi kładąc na stół.

-Thomas miał wypadek. Jest w szpitalu.-mówił roztrzęsiony. Poderwałam się z miejsca czując jak me serce zaczyna bić jak oszalałe

-Jaki wypadek? Co mu się stało? Gdzie w ogóle on jest?-zaczęłam latać jak szalona po mieszkaniu zakładając buty, bluzę i szukając torebki

-Samochodowy, jest w szpitalu w Innsbrucku. Przyjedziesz?

-Jasne, tylko się spakuję.-rozłączyłam się kończąc pakować parę ciuchów i przyborów toaletowych. Sprawdziłam jeszcze czy mam w torebce kartę ciąży i inne rzeczy dotyczące mego stanu i nie patrząc na nic więcej wzięłam torbę i praktycznie pobiegłam do Insigni. Nie patrzyłam na nic. Nie kochałam go, ale kiedy Schlierenzauer powiedział mi o wypadku poczułam, że muszę do niego jechać. W końcu to ojciec mojego dziecka.
Po wielu godzinach jazdy zaparkowałam pod owym szpitalem. Lekarze pewnie mnie do niego nie wpuszczą, jest zbyt późna godzina, ale muszę spróbować. Może akurat mi się uda zobaczyć go choć przez chwilę.

-A pani dokąd? Porodówka piętro niżej.-rzekł młody internista tarasując mi przejście

-Nie, nie. Ja jeszcze nie rodzę.-spojrzałam mu w oczy z nadzieją, że pozwoli mi do niego pójść-Przywieźli tu dzisiaj z wypadku Thomasa Morgensterna, prawda?

-No tak, ale pani kim jest...? Dziennikarką? Nie wpuszczamy, proszę wyjść.-gestem ręki wskazał mi windę

-Jestem...jego...narzeczoną.-wymyśliłam na poczekaniu

Lekarz westchnął głośno przewracając oczami

-No dobrze, 15 minut i ani chwili dłużej. Sala 125.-powiedział i odszedł a ja uśmiechnęłam się pod nosem udając się do sali, w której leżał Austriak. Widok był straszny. Mnóstwo pikających aparatur, poobdzierana twarz Thomasa, złamana noga, czepiec Hipokratesa na głowie. Spał, nie chciałam go budzić, więc usiadłam koło łóżka i czekałam, nie wiem na co.




______________________________
Już 16. i ponad 2000 wejść :) Dziękuję wam bardzo! :)
Zapraszam do czytania i komentowania:)
Monika

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 15.

-Siostro, nosze szybko!-pani doktor poderwała się z miejsca by po chwili ukucnąć przy mnie. Zaczęła mnie cucić, lecz to nic nie dawało. Pielęgniarka wraz z dwoma sanitariuszami pogotowia wbiegli do gabinetu, położyli mnie na noszach i biegiem ruszyli do windy jadąc na drugie piętro krakowskiego szpitala. Dobrze, że udałyśmy się do ginekologa w przychodni szpitalnej. Ewa Stoch i inne pacjentki czekające na swoją kolej wstały z krzeseł nie wiedząc co się dzieje. Żona Stocha była przerażona, natychmiast pobiegła za nami.

(...)

Różne aparatury podłączone do mego ciała, nieprzyjemny szpitalny zapach...
Otworzyłam lekko powieki rozglądając się pomału po sali, na której leżałam. Przy łóżku siedziała Ewcia trzymając mnie za dłoń. Posłała mi miły uśmiech gdy na nią spojrzałam.

-Co się stało, co ja tu robię?-zapytałam zdezorientowana, chciałam się poderwać do pozycji siedzącej, lecz ból głowy mi to uniemożliwił.

-Leż, uważaj.-skrzywiła się widząc mój grymas twarzy- Zemdlałaś w gabinecie pani doktor Natka.

-To mi się śniło, czy ja naprawdę jestem w ciąży?-wolałam się upewnić. Wiadomość jaką kilka godzin temu przekazała mi doktor Leśniewska naprawdę mnie zszokowała. Tylko czemu straciłam przytomność? Z wrażenia, czy może przyczyną tego było coś innego?

-To nie był sen.-blondynka stwierdziła a w tej samej chwili do sali chorych wszedł inny ginekolog, pan w średnim wieku, od teraz mój prowadzący.

-Witam pani Natalio.-uśmiechnął się wysoki mężczyzna zapisując coś w mojej karcie-Napędziła nam pani stracha, nie powiem.-pokręcił głową dalej namiętnie coś zapisując. We dwie z zainteresowaniem przypatrzyłyśmy się mu czekając na to co dalej powie.

-Wykonaliśmy pani wszystkie niezbędne badania i wiemy już skąd to nagłe omdlenie...Otóż ma pani bardzo niski poziom żelaza we krwi. Będziemy podawać pani żelazo by uzupełnić jego braki, następnie jak już wyjdzie pani do domu musowo będzie pani brała witaminy dla kobiet w ciąży, piła sok z pomidorów i jadła dużo bananów. Za jakieś 3 tygodnie powtórzymy badanie.-odwiesił kartę z powrotem i zdjął okulary z nosa- Słyszałem też, że kiedyś miała pani problemy z zajściem w ciążę, więc ta ciąża jest uznana jako wysokiego ryzyka, co nie znaczy, że coś jest nie tak.-uśmiechnął się przyjaźnie a ja pokiwałam głową pomału przetwarzając to co mi przekazał. Gdy wyszedł Ewa natychmiast zaczęła:

-Thomas musi się dowiedzieć o ciąży-spojrzała na mnie znacząco zakładając nogę na nogę

-Dowie się...kiedyś...-przełknęłam ciężko ślinę tkwiąc wzrok na mym wenflonie

-Kiedyś? Natalia, to jest nie fair.-pokręciła głową a na jej twarzy wymalowało się jakby niezadowolenie z mej postawy

-Nie mogę mu tego zrobić, nie chcę mu bardziej komplikować życia.-szepnęłam

-To jest także jego dziecko, więc musi wiedzieć. Dla dobra twojego, jego i waszego dziecka.- no i znowu ma rację. Tylko, że ja się boję... Boję się powiedzieć o ciąży Thomasowi. Zraniłam go potwornie a teraz mam mu zafundować dodatkową niespodziankę? Chłopak i tak już w swym życiu dużo przeszedł...Rozstał się z matką Lily, potem te potworne upadki, sytuacja ze mną i moja CIĄŻA. Nasza ciąża. Nie...nie wiem co mam zrobić. Jak się później dowiedziałam,po badaniu USG, to 5 tydzień. Termin porodu wyznaczono mi na 1 stycznia. Fajna data, nie?

Po 3 dniach spędzonych w szpitalu wróciłam do domu. Towarzyszył mi przy tym Maciej, który już wie...już wie, że będę miała dziecko z Morgensternem. Jego pierwsza reakcja? Wytrzeszcz oczu i cisza...długa cisza, ale potem uśmiechnął się i rzekł: " No to będę wujkiem, nie?". Ciekawe czy ucieszył się naprawdę, czy tylko dlatego, że tak wypadało?

Pomógł mi się rozpakować, kazał mi się położyć i odpoczywać a sam poleciał do kuchni by przyrządzić obiad. Zapachy były świetne, więc mogłam być spokojna o to, że jedzenie Kota będzie zjadliwe.
Leżąc myślałam dużo o tym jak przekazać ową wiadomość Morgiemu. Aaaa, najważniejsze. Czy on w ogóle będzie chciał się ze mną spotkać?



_______________________
Brak weny :) Sorry za ten rozdział, postaram się by następny był lepszy :)
Zapraszam do czytania i komentowania, Monika :*

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 14.

Siedziałyśmy z panią Małgosią w kuchni pijąc pyszną kawkę z mleczkiem. Przeprosiłam ją za wczorajszy wieczór, za to, że nie pomogłam jej w porządkach. Jak opowiedziała mi o Maćku, który spadł z krzesła, o swoim mężu i o Kubie, który zamiast położyć się na kanapie w salonie wylądował głową na stole a nogami na podłodze, to przez dłuższą chwilę nie mogłam opanować śmiechu.

Do pomieszczenia wszedł najpierw pan domu, włosy każdy w swoją stronę, podpuchnięte, czerwone oczy i rozpięta koszula. Doczłapał do lodówki, z której wyciągnął słoik ogórków kiszonych i wypił z nich pół wody. Mlasnął głośno i usiadł koło małżonki a ta natychmiast zaproponowała krzycząc mu do ucha:

-Może herbaty z cytryną mężu?!?!

Rafał skrzywił się zatykając uszy.

-Boże, kobieto ciszej!

Małgorzata zaśmiała się pod nosem, wstała wyciągając z szafki coś na ból głowy i rzuciła na stół.

-Weź, przejdzie ci.

Kot niewiele myśląc zrobił to co kazała żona i ruszył do łazienki by wziąć kąpiel.
Niedługo potem dołączyli do nas dwaj bracia. Kuba usiadł koło mnie kładąc głowę na blat stołu a Maciek stanął koło szafki szukając czegoś na kaca.

-Co, kacyk męczy?-spytałam chłopaków i napiłam się kawy

-Nic nie mów-wydukał Jakub- Już nigdy więcej nie tknę alkoholu-zaznaczył unosząc palec do góry

-Ja też!-rzekł jego brat wypijając całą butelkę wody mineralnej.

Pani Małgorzata pokręciła głową i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej

-Oj dzieci, dzieci. Słabe główki macie, ja jak byłam w waszym wieku to bez popitki...-rozkręciła się lecz w odpowiednim momencie ugryzła się w język i machnęła ręką. Chłopacy natychmiast przenieśli na nią wzrok. Najwyraźniej zaciekawiła ich historia mamy.

-No co bez popitki?-spytał starszy syn lecz kobieta już nic nie odpowiedziała tylko postanowiła odgrzać wczorajszą zupę.

(...)
Koło 12:00 razem z Maćkiem wróciliśmy do Krakowa, podrzuciłam go do jego mieszkania i sama na moment zahaczyłam o swoje by się jakoś ogarnąć. Przecież obiecałam Stochowi, że do nich przyjadę, więc chwilę po 13 ruszyłam do Zębu.

(...)
Państwo Stoch wylegiwali się przed swym świeżo wybudowanym domkiem popijając herbatę. 31. marca pogoda była bardzo ładna, więc niedługo myśląc Kamil wyciągnął grilla i go rozpalił. Razem z Ewcią przyszykowałyśmy mięso i kilka szaszłyków. Krzątałyśmy się po kuchni rozmawiając o duperelach, o tym jak Ewa się czuje, na kiedy ma termin porodu itd itd. Czekałam kiedy któreś z nich zada to magiczne pytanie, "Dlaczego?". Doczekałam się. Jako że Kamyk latał po podwórku, Ewa wyręczyła swego męża.

-Pogadamy o TYM?-stanęła obok mnie gryząc obraną marchewkę. Będąc w ciąży potrafiła zjeść kilka marchewek dziennie. Zerknęłam na nią kątem oka i odwróciłam się stając przodem do szafek tak by móc oprzeć się rękoma o blat. Stukałam nerwowo palcami o powierzchnię szafki. Czułam, że muszę. Ewa była taką osobą, z którą mogłam pogadać. Ona zawsze wiedziała co odpowiedzieć.

-Przespałam się z Morgim.-wydusiłam z siebie a blondynka utkwiła we mnie swój wzrok

-I dlatego się zwolniłaś?-dopytała po chwili ciszy. Wyjaśniłam jej całą sytuację a ona pokręciła głową.

(...)

-Czujesz coś do niego czy to było...no wiesz...?-uniosła brew do góry chrupiąc niczym królik marchew

-Przypadek, zupełny. Z mojej strony oczywiście, bo on miał nadzieję, że będziemy razem-wzruszyłam ramionami

-Zraniłaś go i tyle...To było egoistyczne, wiesz o tym?

-Wiem Ewa, wiem.-pokiwałam smutno łepetyną, blondynka pogłaskała mnie po ramieniu. Do kuchni wpadł Stoch

-Dalej, chodźcie, bo szaszłyki już są dobre.-mówiąc to wziął napoje i szklanki po czym wyszedł. Obie uczyniłyśmy to samo.

Dobrze jest mieć przyjaciół. Zwłaszcza takich, którzy powiedzą ci prawdę prosto w twarz, tacy byli właśnie Stochowie. Siedząc na podwórku i zajadając się pysznościami z grilla przyglądałam się im co jakiś czas. Boże, jacy oni są szczęśliwi. Kochają się, za 7-8 miesięcy na świat przyjdzie ich pierwsze małe Stochniątko. Są parą idealną, a przynajmniej takie sprawiają wrażenie.

Zaczęłam odczuwać brak pracy. Błąkałam się z kąta w kąt. Zupełnie bez celu. Nawet jak nigdy( nie pamiętam kiedy ostatni raz tam byłam) poszłam dwa razy do klubu by się zabawić. Z resztą, co to za zabawa. Uchlałam się z Anką i ledwo wróciłyśmy do domów.

Tak minęły mi 3 tygodnie. Brak zajęć zaczęłam zastępować imprezami. Czułam się źle, miałam mdłości, przeszkadzały mi wszystkie zapachy a do tego urosły mi piersi. I to jak!!! Musiałam pokupować sobie większe staniki, bo w tamte mi się już nie mieściły. Pierwsza myśl: koniec z imprezami, za dużo alko i potem wymioty i zdychanie w łóżku. Gdyby nie Ewa, na pewno nie wpadłabym na najbardziej oczywistą rzecz.

Oczywistą? Przecież ja nie mogę! Ale Stochowa tak mi dupę truła, że dla świętego spokoju poszłam z nią do ginekologa.

-Ja idę pierwsza, a ty po mnie.-rzekła Ewa siedząc obok mnie w poczekalni przed gabinetem

-No okej, ale to i tak nie ma sensu, mówiłam ci, że ja nie mogę być w ciąży.-parsknęłam wyraźnie wkurzona

-Lepiej się upewnić.-kiwnęła głowa a kiedy z gabinetu wyszła lekarka i zawołała :

-Ewa Bilan Stoch proszę-Ewka wstała i zniknęła za drzwiami. Cudowny dźwięk, usłyszałam bicie serca małego Stocha. Aż uśmiechnęłam się sama do siebie. Po 25 minutach blondynka wyszła i usiadła z powrotem na ławce

-Teraz ty-spojrzała na mnie a ja chciałam się wycofać

-Natalia Gawrońska-usłyszałam, westchnęłam głośno i poszłam. Obojętna na wszystko, pani doktor przeprowadziła ze mną wywiad, powiedziałam jej o mojej sytuacji. "Nie mogę zajść w ciąże" rzekłam stanowczo a ona zaprosiła mnie na fotel. Po badaniu nic nie powiedziała, poprosiła mnie o to bym usiadła przy jej biurku i zaczęła:

-Gratuluję, najprawdopodobniej to 4 tydzień.-posłała mi uśmiech a ja wstałam z miejsca i zrobiłam kilka kroków do tyłu. "To nie możliwe" pomyślałam i...zemdlałam.




_____________________________
Ale ciulowy rozdział. Tyle w temacie.
Nie jestem zadowolona.
Jak wam święta mijają? :) Mi świetnie, ale na szczęście się nie objadłam :P
Zapraszam do czytania i komentowania :*
Monika

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 13.

Wind of change

Sometimes in the winds of change we find our direction...





Długo rozmyślałam nad słowami mamy, jednak wiedziałam, że w ciąże zajść nie mogłam...
Skąd? Jeszcze jak byłam z Marcinem, po 2 latach związku staraliśmy się o dziecko. Bezskutecznie.
Nikomu o tym nie mówiłam, ale po badaniach wyszło, że w moim przypadku szanse na naturalne zajście w ciąże wynosiły jakieś 10-20 %. 
Mało, prawda?

Zdążyłam się z tym pogodzić.


W sobotę wieczorem wróciłam do domu. Oczywiście mama nie wypuściłaby mnie bez gołąbków, więc spakowała mi chyba 4 słoiki. Ale będzie wyżerka!


Niedzielnym porankiem tak jak zapowiedział wcześniej, zjawił się u mnie Maciek by zabrać mnie do Zakopanego na obiad do swoich rodziców. Denerwowałam się jakbym miała jechać na zapoznanie z przyszłymi teściami! Nie wiem czemu, ale miałam jakieś dziwne obawy... Przed czym? 

-Dlaczego mi nie powiedziałaś, że się zwolniłaś? Dlaczego to w ogóle zrobiłaś?- Kot wpadł do mieszkania wymachując łapami

-Dzień dobry.-spojrzałam na niego- Ty też będziesz mnie teraz męczył? Najpierw Tajner, potem Kruczek, rodzice, Kamil a teraz ty. Błagam, nie teraz!- rzekłam podniesionym tonem- Poczekasz chwilę? Muszę się jeszcze pomalować.

-Nie zmieniaj tematu! To poważna sprawa, przecież nie miałaś powodu by odchodzić. Powiesz co jest grane czy nie?- gadał dalej chcąc dowiedzieć się prawdy, ale ja szybko zniknęłam za drzwiami łazienki zamykając  je na patent


-Powiedziałam, nie teraz Kocie!-wzięłam cienie i Mascarę do rąk i rozpoczęłam make-up wpatrując się w wielkie lustro wiszące nad umywalką

-Nie spławisz mnie-stukał do drzwi-Otworzysz, czy nie?

-Jak skończę-rzuciłam


Po 20 minutach wyszłam wyglancowana i wypachniona rozglądając się dookoła. Nie ma go! Gdzie on polazł? Obeszłam przedpokój i salon.

-Odgrzej je sobie a nie zimne wyjadasz-uniosłam brew do góry widząc jak Kocur stoi przy gazówce jedząc zimne gołąbki, które były w rondelku. Przeniósł szybko na mnie wzrok i wytarł usta

-Sama robiłaś? Pyszne...-oblizał się i wytarł dłonie o koszulkę

-Mama mi dała-posłałam mu uśmiech i usiadłam przy stole- Nie gadajmy o pracy, dobra? Jak się zbiorę to ci powiem prawdę, teraz nie naciskaj...-westchnęłam. Brunet ukucnął przy mnie kładąc dłonie na mym kolanie. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz

-Okej...martwię się i chcę ci pomóc.-ujął mą twarz w dłoń i przekręcił ją w swoją stronę. Spojrzał mi głęboko w oczy.- Możesz na mnie zawsze polegać.

Pokiwałam lekko głową i wstałam.

-Dobra, jeźdźmy już! Po 10 jest.-poprawiłam swe ubranie i sięgnęłam po torebkę i kurtkę.

-Ehem-odpowiedział i zeszliśmy na dół.


Po jakiś 2 godzinach jazdy zajechaliśmy pod piękny góralski dom państwa Kotów.
Na dworze było bardzo chłodno, więc szybko pobiegliśmy do środka.
Na wejściu powitała nas ciepło pani Małgosia, mama Maćka i Kuby.

-Witajcie dzieci! Jak ja się cieszę, że przyjechaliście! Ziemniaczki już się gotują a rosołek na piecu dochodzi-pokiwała głową tuląc mnie a następnie swego syna
-Rafał! Kuba! Już są! Chodźcie.-krzyknęła do swych mężczyzn, którzy szybko zbiegli po schodach na dół. Były fizjoterapeuta naszych skoczków klasnął w ręce

-No synu, cóż za piękna pani z tobą przyjechała-poruszał zabawnie brwiami pan Rafał i ucałował mnie w dłoń. Zawstydziłam się lekko. Maciej podał ojcu i bratu dłoń i na zaproszenie pani Kot poszliśmy do jadalni.

Kuba od początku dziwnie się zachowywał. Patrzył na nas spod byka, mało się odzywał.
Usiadłam przy stole a tuż obok mnie Maciej. Gosia postawiła na stole dużą wazę z rosołem i usiadła a obok niej mąż i drugi syn.

-No to smacznego!-rzekł Rafał Kot i zaczęliśmy jeść

Po pysznej zupie i drugim daniu na stole pojawił się czekoladowy tort. Nie miałam już miejsca, ale deser wyglądał tak apetycznie, że nie potrafiłam sobie odmówić!

-Natalko, mam winko własnej roboty, napijesz się ze mną?-zaproponowała Małgorzata a ja z nieśmiałością pokiwałam głową

-Poproszę, jedna lampka nikomu jeszcze nie zaszkodziła-uśmiechnęłam się lekko a Maciej szepnął do taty:

-Masz tam jakąś połóweczkę?

-Ba-mrugnął okiem Kot i z barku wyjął alkohol i trzy kieliszki. Żona natychmiast zmroziła go wzrokiem

-Rafał no! Przy niedzieli wódka? Wina się napijcie, po lampce i tyle a nie udondlacie się jak PKSy i z Natalią sobie rady nie damy!

-Oj tam mama, na jedną nóżkę tylko.- odparł Maciej chwytając za butelkę i polewając reszcie. Zaśmiałam się upijając łyka wina.

-Ale mocne!-skrzywiłam się, jednak było bardzo dobre i przechyliłam lampkę po raz kolejny. Małgosia usiadła naprzeciwko

-Uważaj, ostatnio po 3 lampkach nogi zaczęły mi się plątać-roześmiała się a ja razem z nią.


Dzień minął nam bardzo przyjemnie. Faktycznie, wypiłam dwie lampki i potwornie mnie zemdliło. Cały wieczór spędziłam w łazience wymiotując. Chłopaki oczywiście wypili na jedną nóżkę, potem na drugą, żeby równowaga była a i następnie wymyślali przeróżne okazje.

Wyszłam z łazienki strasznie blada i usiadłam na krześle w kuchni podtrzymując głowę rękoma. Mama Maćka natychmiast się zainteresowała.

-Boże, dziecko...co ci? Zatrułaś się? A może to przez to wino!?

-Pewnie tak, dawno nie piłam i niedobrze mi się zrobiło....

-Zrobię ci gorzkiej herbatki!-stwierdziła nastawiając wodę na gazówkę.

Wypiłam i zrobiło mi się lepiej, dużo lepiej jednak od razu poszła się położyć do gościnnego a pani Kot postanowiła zakończyć popijawę na dole.

-No chłopaki! Koniec tego dobrego, wódka się skończyła, idziemy spać.- podkasała rękawy podchodząc do męża

-Jusz, jusz koszanie...-mlasnął Rafał próbując polać synowi wódkę jednak nie wycelował i oblał obrus

-Jusz, jusz to wam wystarczy-zaśmiała się głaszcząc małżonka po rameniu- Maciek, chodź na górę, zaprowadzę cię!

-Okej mamuśka...-czknął próbując wstać, ale stracił równowagę i spadł z krzesła

-Maciej!-podbiegła do niego podnosząc go z podłogi-No wam dać alkohol-pokręciła głową- Kuba do salonu na kanapę, bo widzę, że nie dasz rady pójść na górę-rozkazała i powoli ruszyła z Kocurkiem do jego sypialni.


Ułożyła syna jak małego chłopca do łóżka ściągając mu przy tym buty. Maciej nakrył się kołdrą po same uszy.

-Kofam cię-szepnął a jego mama ucałowała go w polik

-Śpij dobrze mały-wyszła. Rafała i Kubę także ułożyła do spania a potem wzięła się za sprzątanie.

Było mi głupio, że nie pomogłam jej, jednak nie byłam w stanie, nie miałam siły. Po dwóch lampkach można się tak załatwić?! To była tragedia... Rano kaca nie było, na szczęście. Za to męczyli się z nim faceci.



___________________________________________
MIAŁ SIĘ POJAWIĆ PO ŚWIĘTACH, JEDNAK WRZUCĘ GO TERAZ GDYŻ W SOBOTĘ PRZYJEŻDŻAJĄ DO MNIE GOŚCIE A PRZEZ CAŁE ŚWIĘTA BĘDĘ MIAŁA TŁUMY W DOMU :)
ŻYCZĘ WAM KOCHANE WSPANIAŁYCH ŚWIĄT, SMACZNEGO JAJECZKA, BOGATEGO ZAJĄCA! :) I MOKREGO DYNGUSA.
_______________________________________
JAK WAM SIĘ PODOBA? W TYM ROZDZIALE POWOLI ZACZĘŁY NASTĘPOWAĆ MAŁE ZMIANY A W NASTĘPNYM BĘDZIE JUŻ WIADOMO JAKIE, CHOĆ PEWNIE SIĘ DOMYŚLACIE:)
POZDRAWIAM, ZAPRASZAM DO CZYTANIA I KOMENTOWANIA A TYM CZASEM :
MONIKA :)