wtorek, 29 kwietnia 2014

Rozdział 16.

Tak, jeszcze dzisiaj do niego zadzwonię. Poczekam tylko aż Maciej pójdzie do domu, muszę być wtedy sama. Ciekawe czy odbierze? Muszę się z nim jak najszybciej spotkać, nie ma innego wyjścia. Tyle, że...ja jestem tu w Krakowie a on w Austrii. Nieźle sobie życie skomplikowałam. Noc z Morgensternem kosztowała mnie utratą przyjaciela, pracy i zajściem w niechcianą ciążę. Zastanawiacie się czy cieszę się z tego, że będę mamą? Hmm, zawsze chciałam nią być, ale w innych okolicznościach. Widać los miał dla mnie inny scenariusz. Tak musi być.

Wstałam z kanapy, bo ileż można leżeć. Nie lubię leniuchować, więc pozbierałam się i poszłam do kuchni.

-Pomóc ci w czymś?-spytałam przeciągając się. Jednak kiedy poczułam zapach smażonego mięsa zrobiło mi się niedobrze i biegiem pognałam do łazienki. Maciej nieco zdezorientowany odprowadził mnie wzrokiem by po chwili stanąć pod drzwiami i rzec:

-A mówiłem, leż i czekaj na obiad...to nie, nie słuchasz nic a nic.-skrzywił się słysząc odgłosy z łazienki i oddalił się z powrotem by dokończyć posiłek.

 Ciekawe ile to potrwa? Niektóre kobiety męczą się z mdłościami do końca pierwszego trymestru a niektóre i całą ciąże. Oby się szybko skończyło, bo po paru razach mam już dość.
Wygramoliłam się blada jak trup i już nie skierowałam się do Kota tylko bezpiecznie usiadłam na kanapie.

(...)
Zjedliśmy ziemniaki z ciemnym sosem i zrazami, wszystko wyrobu Macieja Kota! Przyznać muszę, że świetnie smakowało. Skoczyłam na chwilę do kuchni po sok pomarańczowy i szklanki, wlałam nam obu napoju i usiadłam obok skoczka. Ten chcąc wyczaić sytuację zaczął zadawać przeróżne pytania.

-To teraz stworzycie prawdziwą rodzinę, prawda?-zerknął kątem oka na mą postać

-Powiem mu o dziecku, ale nie będziemy razem. Nie ma takiej opcji.-odpowiedziałam stanowczo oglądając swoje paznokcie u rąk

-Dlaczego? Jeśli mogę wiedzieć oczywiście...-błądząc wzrokiem po całym pokoju w końcu zatrzymał go na mnie przyglądając się bardzo jakby chciał wyczytać ze mnie wszystko na każdy temat

-Bo go nie kocham, proste.-wzruszyłam ramionami a w oczach bruneta momentalnie pojawił się błysk.
Rzuciło mi się to natychmiast. Jest zadowolony? Zapaliło mu się zielone światełko?

-Rozumiem-szepnął i po chwili się ze mną pożegnał. Zamknęłam za nim drzwi na klucz i szybko chwyciłam za komórkę. Sporo czasu minęło zanim odważyłam się wcisnąć zieloną słuchawkę. Wpatrywałam się w wyświetlacz, gdzie widniał napis ~Morgi~, miałam chwile zawahania, do oczu napływały mi łzy, gardło zaczęło mi się ściskać, czułam że jeśli do niego zadzwonię to nie będę mogła nic z siebie wydusić...
Jednak pomyślałam sobie: "Natka, przestań się mazgaić! Weź się w garść i dzwoń kobieto!". Głęboki wdech i mój kciuk wdusił przycisk ~połącz~. Jeden sygnał...drugi sygnał...trzeci...czwarty...piąty...już straciłam nadzieję na to, że odbierze. Przymknęłam oczy chcąc już się rozłączyć, ale usłyszałam głos Thomasa.

-Czego chcesz?-rzekł chłodnym tonem. Wiedziałam, że nie chce ze mną gadać, wszystko było takie wymuszone.

-Musimy się spotkać.-odpowiedziałam niepewnie zaciskając zęby

-Spotkać?-parsknął-Niby po co?

-Muszę ci coś...powiedzieć...-przełknęłam ślinę opierając się o drzwi kuchni

-Interesujące. Nie mam czasu ani ochoty. Cześć!-i się rozłączył. Taa...mogłam się tego domyśleć. Rzuciłam telefonem o ścianę a ten rozleciał się na trzy części po czym osunęłam się na podłogę chowając głowę między nogami. No i co ja mam teraz zrobić? Długo nad tym myślałam, miałam na to sporo czasu przecież.
Już wiem co powinnam zrobić, wychowam to dziecko sama. To jest moje dziecko i muszę sobie sama poradzić. Nie mam innego wyjścia.

(...)

5 miesięcy później.
8. września 2014 roku. Jestem w 6 miesiącu ciąży, tydzień temu dowiedziałam się, że będę miała syna. Teraz zastanawiam się nad imieniem dla małego. To jest w brew pozorom ciężka decyzja! Maciej podrzuca mi kilka propozycji na dzień. Ciągle siedzi z książką imion, czyta ich znaczenie i wysyła mi je SMSem. Co za chłopak. Bardzo mi pomaga, ostatnio nawet zaoferował się, że pójdzie ze mną do szkoły rodzenia jak tylko będzie miał czas. W sumie to czemu nie?
Wszyscy naciskają bym wyznała Morgensternowi prawdę,w tym moi rodzice, którzy twierdzą, że dziecko musi się wychowywać z dwojgiem rodziców, nie ważne czy będą oni razem czy też nie. Na pewno mają rację, ale ja już swoją decyzję podjęłam. Stochowie też nie są zadowoleni z mojej postawy. Aaa, właśnie! Zapomniałam wam powiedzieć. Kamil i Ewa już na początku grudnia zostaną rodzicami małej Antosi. Piękne imię, prawda?

Obudziłam się strasznie obolała, moje dziecko kopie niemiłosiernie. Jak mój kręgosłup wytrzyma do porodu to będę w szoku. Zaczęłam pomału kupować ciuszki, ostatnio wynalazłam w sklepie takie słodkie, niebieskie śpioszki z napisem ~Synuś mamusi~, kurcze muszę się trochę opanować, bo najchętniej to bym wykupiła wszystkie rzeczy dla dziecka.

-Jezu-skrzywiłam się łapiąc za brzuch. Wyglądam jakbym arbuza połknęła, na szczęście przytyłam jak na razie tylko 3 kg, więc jestem zadowolona.-Synuś, przestań kopać mamę po wnętrznościach.-pogłaskałam swego arbuza i pomału wstałam udając się do łazienki. Mdłości odeszły w zapomnienie, ale za to pojawiła się zgaga, Maciek mówi, że pewnie dziecko  ma długie włosy. Może i ma rację. Założyłam legginsy i tunikę, pomalowałam się i związałam włosy w kucyk. Następnie udałam się do kuchni by coś zjeść.

-Na co dzisiaj mamy ochotę?-zapytałam otwierając lodówkę-Mamy masło, jogurt, mleko, jajka, szynkę, ser i dżem.-uśmiechnęłam się szeroko wyciągając dżem i szynkę. Mały miks? Czemu nie! Chleb przesmarowałam dżemem truskawkowym a szynkę wzięłam w dłoń jako zagryzkę. Nawet dobre. Zdały by się jeszcze ogórki kiszone...Mniam. Aż mi ślinka na samą myśl zaczęła lecieć! Muszę je skądś skombinować.

-No co tam Gregor?-odebrałam telefon od Austriaka i usiadłam wygodnie na kanapie nogi kładąc na stół.

-Thomas miał wypadek. Jest w szpitalu.-mówił roztrzęsiony. Poderwałam się z miejsca czując jak me serce zaczyna bić jak oszalałe

-Jaki wypadek? Co mu się stało? Gdzie w ogóle on jest?-zaczęłam latać jak szalona po mieszkaniu zakładając buty, bluzę i szukając torebki

-Samochodowy, jest w szpitalu w Innsbrucku. Przyjedziesz?

-Jasne, tylko się spakuję.-rozłączyłam się kończąc pakować parę ciuchów i przyborów toaletowych. Sprawdziłam jeszcze czy mam w torebce kartę ciąży i inne rzeczy dotyczące mego stanu i nie patrząc na nic więcej wzięłam torbę i praktycznie pobiegłam do Insigni. Nie patrzyłam na nic. Nie kochałam go, ale kiedy Schlierenzauer powiedział mi o wypadku poczułam, że muszę do niego jechać. W końcu to ojciec mojego dziecka.
Po wielu godzinach jazdy zaparkowałam pod owym szpitalem. Lekarze pewnie mnie do niego nie wpuszczą, jest zbyt późna godzina, ale muszę spróbować. Może akurat mi się uda zobaczyć go choć przez chwilę.

-A pani dokąd? Porodówka piętro niżej.-rzekł młody internista tarasując mi przejście

-Nie, nie. Ja jeszcze nie rodzę.-spojrzałam mu w oczy z nadzieją, że pozwoli mi do niego pójść-Przywieźli tu dzisiaj z wypadku Thomasa Morgensterna, prawda?

-No tak, ale pani kim jest...? Dziennikarką? Nie wpuszczamy, proszę wyjść.-gestem ręki wskazał mi windę

-Jestem...jego...narzeczoną.-wymyśliłam na poczekaniu

Lekarz westchnął głośno przewracając oczami

-No dobrze, 15 minut i ani chwili dłużej. Sala 125.-powiedział i odszedł a ja uśmiechnęłam się pod nosem udając się do sali, w której leżał Austriak. Widok był straszny. Mnóstwo pikających aparatur, poobdzierana twarz Thomasa, złamana noga, czepiec Hipokratesa na głowie. Spał, nie chciałam go budzić, więc usiadłam koło łóżka i czekałam, nie wiem na co.




______________________________
Już 16. i ponad 2000 wejść :) Dziękuję wam bardzo! :)
Zapraszam do czytania i komentowania:)
Monika

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 15.

-Siostro, nosze szybko!-pani doktor poderwała się z miejsca by po chwili ukucnąć przy mnie. Zaczęła mnie cucić, lecz to nic nie dawało. Pielęgniarka wraz z dwoma sanitariuszami pogotowia wbiegli do gabinetu, położyli mnie na noszach i biegiem ruszyli do windy jadąc na drugie piętro krakowskiego szpitala. Dobrze, że udałyśmy się do ginekologa w przychodni szpitalnej. Ewa Stoch i inne pacjentki czekające na swoją kolej wstały z krzeseł nie wiedząc co się dzieje. Żona Stocha była przerażona, natychmiast pobiegła za nami.

(...)

Różne aparatury podłączone do mego ciała, nieprzyjemny szpitalny zapach...
Otworzyłam lekko powieki rozglądając się pomału po sali, na której leżałam. Przy łóżku siedziała Ewcia trzymając mnie za dłoń. Posłała mi miły uśmiech gdy na nią spojrzałam.

-Co się stało, co ja tu robię?-zapytałam zdezorientowana, chciałam się poderwać do pozycji siedzącej, lecz ból głowy mi to uniemożliwił.

-Leż, uważaj.-skrzywiła się widząc mój grymas twarzy- Zemdlałaś w gabinecie pani doktor Natka.

-To mi się śniło, czy ja naprawdę jestem w ciąży?-wolałam się upewnić. Wiadomość jaką kilka godzin temu przekazała mi doktor Leśniewska naprawdę mnie zszokowała. Tylko czemu straciłam przytomność? Z wrażenia, czy może przyczyną tego było coś innego?

-To nie był sen.-blondynka stwierdziła a w tej samej chwili do sali chorych wszedł inny ginekolog, pan w średnim wieku, od teraz mój prowadzący.

-Witam pani Natalio.-uśmiechnął się wysoki mężczyzna zapisując coś w mojej karcie-Napędziła nam pani stracha, nie powiem.-pokręcił głową dalej namiętnie coś zapisując. We dwie z zainteresowaniem przypatrzyłyśmy się mu czekając na to co dalej powie.

-Wykonaliśmy pani wszystkie niezbędne badania i wiemy już skąd to nagłe omdlenie...Otóż ma pani bardzo niski poziom żelaza we krwi. Będziemy podawać pani żelazo by uzupełnić jego braki, następnie jak już wyjdzie pani do domu musowo będzie pani brała witaminy dla kobiet w ciąży, piła sok z pomidorów i jadła dużo bananów. Za jakieś 3 tygodnie powtórzymy badanie.-odwiesił kartę z powrotem i zdjął okulary z nosa- Słyszałem też, że kiedyś miała pani problemy z zajściem w ciążę, więc ta ciąża jest uznana jako wysokiego ryzyka, co nie znaczy, że coś jest nie tak.-uśmiechnął się przyjaźnie a ja pokiwałam głową pomału przetwarzając to co mi przekazał. Gdy wyszedł Ewa natychmiast zaczęła:

-Thomas musi się dowiedzieć o ciąży-spojrzała na mnie znacząco zakładając nogę na nogę

-Dowie się...kiedyś...-przełknęłam ciężko ślinę tkwiąc wzrok na mym wenflonie

-Kiedyś? Natalia, to jest nie fair.-pokręciła głową a na jej twarzy wymalowało się jakby niezadowolenie z mej postawy

-Nie mogę mu tego zrobić, nie chcę mu bardziej komplikować życia.-szepnęłam

-To jest także jego dziecko, więc musi wiedzieć. Dla dobra twojego, jego i waszego dziecka.- no i znowu ma rację. Tylko, że ja się boję... Boję się powiedzieć o ciąży Thomasowi. Zraniłam go potwornie a teraz mam mu zafundować dodatkową niespodziankę? Chłopak i tak już w swym życiu dużo przeszedł...Rozstał się z matką Lily, potem te potworne upadki, sytuacja ze mną i moja CIĄŻA. Nasza ciąża. Nie...nie wiem co mam zrobić. Jak się później dowiedziałam,po badaniu USG, to 5 tydzień. Termin porodu wyznaczono mi na 1 stycznia. Fajna data, nie?

Po 3 dniach spędzonych w szpitalu wróciłam do domu. Towarzyszył mi przy tym Maciej, który już wie...już wie, że będę miała dziecko z Morgensternem. Jego pierwsza reakcja? Wytrzeszcz oczu i cisza...długa cisza, ale potem uśmiechnął się i rzekł: " No to będę wujkiem, nie?". Ciekawe czy ucieszył się naprawdę, czy tylko dlatego, że tak wypadało?

Pomógł mi się rozpakować, kazał mi się położyć i odpoczywać a sam poleciał do kuchni by przyrządzić obiad. Zapachy były świetne, więc mogłam być spokojna o to, że jedzenie Kota będzie zjadliwe.
Leżąc myślałam dużo o tym jak przekazać ową wiadomość Morgiemu. Aaaa, najważniejsze. Czy on w ogóle będzie chciał się ze mną spotkać?



_______________________
Brak weny :) Sorry za ten rozdział, postaram się by następny był lepszy :)
Zapraszam do czytania i komentowania, Monika :*

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 14.

Siedziałyśmy z panią Małgosią w kuchni pijąc pyszną kawkę z mleczkiem. Przeprosiłam ją za wczorajszy wieczór, za to, że nie pomogłam jej w porządkach. Jak opowiedziała mi o Maćku, który spadł z krzesła, o swoim mężu i o Kubie, który zamiast położyć się na kanapie w salonie wylądował głową na stole a nogami na podłodze, to przez dłuższą chwilę nie mogłam opanować śmiechu.

Do pomieszczenia wszedł najpierw pan domu, włosy każdy w swoją stronę, podpuchnięte, czerwone oczy i rozpięta koszula. Doczłapał do lodówki, z której wyciągnął słoik ogórków kiszonych i wypił z nich pół wody. Mlasnął głośno i usiadł koło małżonki a ta natychmiast zaproponowała krzycząc mu do ucha:

-Może herbaty z cytryną mężu?!?!

Rafał skrzywił się zatykając uszy.

-Boże, kobieto ciszej!

Małgorzata zaśmiała się pod nosem, wstała wyciągając z szafki coś na ból głowy i rzuciła na stół.

-Weź, przejdzie ci.

Kot niewiele myśląc zrobił to co kazała żona i ruszył do łazienki by wziąć kąpiel.
Niedługo potem dołączyli do nas dwaj bracia. Kuba usiadł koło mnie kładąc głowę na blat stołu a Maciek stanął koło szafki szukając czegoś na kaca.

-Co, kacyk męczy?-spytałam chłopaków i napiłam się kawy

-Nic nie mów-wydukał Jakub- Już nigdy więcej nie tknę alkoholu-zaznaczył unosząc palec do góry

-Ja też!-rzekł jego brat wypijając całą butelkę wody mineralnej.

Pani Małgorzata pokręciła głową i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej

-Oj dzieci, dzieci. Słabe główki macie, ja jak byłam w waszym wieku to bez popitki...-rozkręciła się lecz w odpowiednim momencie ugryzła się w język i machnęła ręką. Chłopacy natychmiast przenieśli na nią wzrok. Najwyraźniej zaciekawiła ich historia mamy.

-No co bez popitki?-spytał starszy syn lecz kobieta już nic nie odpowiedziała tylko postanowiła odgrzać wczorajszą zupę.

(...)
Koło 12:00 razem z Maćkiem wróciliśmy do Krakowa, podrzuciłam go do jego mieszkania i sama na moment zahaczyłam o swoje by się jakoś ogarnąć. Przecież obiecałam Stochowi, że do nich przyjadę, więc chwilę po 13 ruszyłam do Zębu.

(...)
Państwo Stoch wylegiwali się przed swym świeżo wybudowanym domkiem popijając herbatę. 31. marca pogoda była bardzo ładna, więc niedługo myśląc Kamil wyciągnął grilla i go rozpalił. Razem z Ewcią przyszykowałyśmy mięso i kilka szaszłyków. Krzątałyśmy się po kuchni rozmawiając o duperelach, o tym jak Ewa się czuje, na kiedy ma termin porodu itd itd. Czekałam kiedy któreś z nich zada to magiczne pytanie, "Dlaczego?". Doczekałam się. Jako że Kamyk latał po podwórku, Ewa wyręczyła swego męża.

-Pogadamy o TYM?-stanęła obok mnie gryząc obraną marchewkę. Będąc w ciąży potrafiła zjeść kilka marchewek dziennie. Zerknęłam na nią kątem oka i odwróciłam się stając przodem do szafek tak by móc oprzeć się rękoma o blat. Stukałam nerwowo palcami o powierzchnię szafki. Czułam, że muszę. Ewa była taką osobą, z którą mogłam pogadać. Ona zawsze wiedziała co odpowiedzieć.

-Przespałam się z Morgim.-wydusiłam z siebie a blondynka utkwiła we mnie swój wzrok

-I dlatego się zwolniłaś?-dopytała po chwili ciszy. Wyjaśniłam jej całą sytuację a ona pokręciła głową.

(...)

-Czujesz coś do niego czy to było...no wiesz...?-uniosła brew do góry chrupiąc niczym królik marchew

-Przypadek, zupełny. Z mojej strony oczywiście, bo on miał nadzieję, że będziemy razem-wzruszyłam ramionami

-Zraniłaś go i tyle...To było egoistyczne, wiesz o tym?

-Wiem Ewa, wiem.-pokiwałam smutno łepetyną, blondynka pogłaskała mnie po ramieniu. Do kuchni wpadł Stoch

-Dalej, chodźcie, bo szaszłyki już są dobre.-mówiąc to wziął napoje i szklanki po czym wyszedł. Obie uczyniłyśmy to samo.

Dobrze jest mieć przyjaciół. Zwłaszcza takich, którzy powiedzą ci prawdę prosto w twarz, tacy byli właśnie Stochowie. Siedząc na podwórku i zajadając się pysznościami z grilla przyglądałam się im co jakiś czas. Boże, jacy oni są szczęśliwi. Kochają się, za 7-8 miesięcy na świat przyjdzie ich pierwsze małe Stochniątko. Są parą idealną, a przynajmniej takie sprawiają wrażenie.

Zaczęłam odczuwać brak pracy. Błąkałam się z kąta w kąt. Zupełnie bez celu. Nawet jak nigdy( nie pamiętam kiedy ostatni raz tam byłam) poszłam dwa razy do klubu by się zabawić. Z resztą, co to za zabawa. Uchlałam się z Anką i ledwo wróciłyśmy do domów.

Tak minęły mi 3 tygodnie. Brak zajęć zaczęłam zastępować imprezami. Czułam się źle, miałam mdłości, przeszkadzały mi wszystkie zapachy a do tego urosły mi piersi. I to jak!!! Musiałam pokupować sobie większe staniki, bo w tamte mi się już nie mieściły. Pierwsza myśl: koniec z imprezami, za dużo alko i potem wymioty i zdychanie w łóżku. Gdyby nie Ewa, na pewno nie wpadłabym na najbardziej oczywistą rzecz.

Oczywistą? Przecież ja nie mogę! Ale Stochowa tak mi dupę truła, że dla świętego spokoju poszłam z nią do ginekologa.

-Ja idę pierwsza, a ty po mnie.-rzekła Ewa siedząc obok mnie w poczekalni przed gabinetem

-No okej, ale to i tak nie ma sensu, mówiłam ci, że ja nie mogę być w ciąży.-parsknęłam wyraźnie wkurzona

-Lepiej się upewnić.-kiwnęła głowa a kiedy z gabinetu wyszła lekarka i zawołała :

-Ewa Bilan Stoch proszę-Ewka wstała i zniknęła za drzwiami. Cudowny dźwięk, usłyszałam bicie serca małego Stocha. Aż uśmiechnęłam się sama do siebie. Po 25 minutach blondynka wyszła i usiadła z powrotem na ławce

-Teraz ty-spojrzała na mnie a ja chciałam się wycofać

-Natalia Gawrońska-usłyszałam, westchnęłam głośno i poszłam. Obojętna na wszystko, pani doktor przeprowadziła ze mną wywiad, powiedziałam jej o mojej sytuacji. "Nie mogę zajść w ciąże" rzekłam stanowczo a ona zaprosiła mnie na fotel. Po badaniu nic nie powiedziała, poprosiła mnie o to bym usiadła przy jej biurku i zaczęła:

-Gratuluję, najprawdopodobniej to 4 tydzień.-posłała mi uśmiech a ja wstałam z miejsca i zrobiłam kilka kroków do tyłu. "To nie możliwe" pomyślałam i...zemdlałam.




_____________________________
Ale ciulowy rozdział. Tyle w temacie.
Nie jestem zadowolona.
Jak wam święta mijają? :) Mi świetnie, ale na szczęście się nie objadłam :P
Zapraszam do czytania i komentowania :*
Monika

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 13.

Wind of change

Sometimes in the winds of change we find our direction...





Długo rozmyślałam nad słowami mamy, jednak wiedziałam, że w ciąże zajść nie mogłam...
Skąd? Jeszcze jak byłam z Marcinem, po 2 latach związku staraliśmy się o dziecko. Bezskutecznie.
Nikomu o tym nie mówiłam, ale po badaniach wyszło, że w moim przypadku szanse na naturalne zajście w ciąże wynosiły jakieś 10-20 %. 
Mało, prawda?

Zdążyłam się z tym pogodzić.


W sobotę wieczorem wróciłam do domu. Oczywiście mama nie wypuściłaby mnie bez gołąbków, więc spakowała mi chyba 4 słoiki. Ale będzie wyżerka!


Niedzielnym porankiem tak jak zapowiedział wcześniej, zjawił się u mnie Maciek by zabrać mnie do Zakopanego na obiad do swoich rodziców. Denerwowałam się jakbym miała jechać na zapoznanie z przyszłymi teściami! Nie wiem czemu, ale miałam jakieś dziwne obawy... Przed czym? 

-Dlaczego mi nie powiedziałaś, że się zwolniłaś? Dlaczego to w ogóle zrobiłaś?- Kot wpadł do mieszkania wymachując łapami

-Dzień dobry.-spojrzałam na niego- Ty też będziesz mnie teraz męczył? Najpierw Tajner, potem Kruczek, rodzice, Kamil a teraz ty. Błagam, nie teraz!- rzekłam podniesionym tonem- Poczekasz chwilę? Muszę się jeszcze pomalować.

-Nie zmieniaj tematu! To poważna sprawa, przecież nie miałaś powodu by odchodzić. Powiesz co jest grane czy nie?- gadał dalej chcąc dowiedzieć się prawdy, ale ja szybko zniknęłam za drzwiami łazienki zamykając  je na patent


-Powiedziałam, nie teraz Kocie!-wzięłam cienie i Mascarę do rąk i rozpoczęłam make-up wpatrując się w wielkie lustro wiszące nad umywalką

-Nie spławisz mnie-stukał do drzwi-Otworzysz, czy nie?

-Jak skończę-rzuciłam


Po 20 minutach wyszłam wyglancowana i wypachniona rozglądając się dookoła. Nie ma go! Gdzie on polazł? Obeszłam przedpokój i salon.

-Odgrzej je sobie a nie zimne wyjadasz-uniosłam brew do góry widząc jak Kocur stoi przy gazówce jedząc zimne gołąbki, które były w rondelku. Przeniósł szybko na mnie wzrok i wytarł usta

-Sama robiłaś? Pyszne...-oblizał się i wytarł dłonie o koszulkę

-Mama mi dała-posłałam mu uśmiech i usiadłam przy stole- Nie gadajmy o pracy, dobra? Jak się zbiorę to ci powiem prawdę, teraz nie naciskaj...-westchnęłam. Brunet ukucnął przy mnie kładąc dłonie na mym kolanie. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz

-Okej...martwię się i chcę ci pomóc.-ujął mą twarz w dłoń i przekręcił ją w swoją stronę. Spojrzał mi głęboko w oczy.- Możesz na mnie zawsze polegać.

Pokiwałam lekko głową i wstałam.

-Dobra, jeźdźmy już! Po 10 jest.-poprawiłam swe ubranie i sięgnęłam po torebkę i kurtkę.

-Ehem-odpowiedział i zeszliśmy na dół.


Po jakiś 2 godzinach jazdy zajechaliśmy pod piękny góralski dom państwa Kotów.
Na dworze było bardzo chłodno, więc szybko pobiegliśmy do środka.
Na wejściu powitała nas ciepło pani Małgosia, mama Maćka i Kuby.

-Witajcie dzieci! Jak ja się cieszę, że przyjechaliście! Ziemniaczki już się gotują a rosołek na piecu dochodzi-pokiwała głową tuląc mnie a następnie swego syna
-Rafał! Kuba! Już są! Chodźcie.-krzyknęła do swych mężczyzn, którzy szybko zbiegli po schodach na dół. Były fizjoterapeuta naszych skoczków klasnął w ręce

-No synu, cóż za piękna pani z tobą przyjechała-poruszał zabawnie brwiami pan Rafał i ucałował mnie w dłoń. Zawstydziłam się lekko. Maciej podał ojcu i bratu dłoń i na zaproszenie pani Kot poszliśmy do jadalni.

Kuba od początku dziwnie się zachowywał. Patrzył na nas spod byka, mało się odzywał.
Usiadłam przy stole a tuż obok mnie Maciej. Gosia postawiła na stole dużą wazę z rosołem i usiadła a obok niej mąż i drugi syn.

-No to smacznego!-rzekł Rafał Kot i zaczęliśmy jeść

Po pysznej zupie i drugim daniu na stole pojawił się czekoladowy tort. Nie miałam już miejsca, ale deser wyglądał tak apetycznie, że nie potrafiłam sobie odmówić!

-Natalko, mam winko własnej roboty, napijesz się ze mną?-zaproponowała Małgorzata a ja z nieśmiałością pokiwałam głową

-Poproszę, jedna lampka nikomu jeszcze nie zaszkodziła-uśmiechnęłam się lekko a Maciej szepnął do taty:

-Masz tam jakąś połóweczkę?

-Ba-mrugnął okiem Kot i z barku wyjął alkohol i trzy kieliszki. Żona natychmiast zmroziła go wzrokiem

-Rafał no! Przy niedzieli wódka? Wina się napijcie, po lampce i tyle a nie udondlacie się jak PKSy i z Natalią sobie rady nie damy!

-Oj tam mama, na jedną nóżkę tylko.- odparł Maciej chwytając za butelkę i polewając reszcie. Zaśmiałam się upijając łyka wina.

-Ale mocne!-skrzywiłam się, jednak było bardzo dobre i przechyliłam lampkę po raz kolejny. Małgosia usiadła naprzeciwko

-Uważaj, ostatnio po 3 lampkach nogi zaczęły mi się plątać-roześmiała się a ja razem z nią.


Dzień minął nam bardzo przyjemnie. Faktycznie, wypiłam dwie lampki i potwornie mnie zemdliło. Cały wieczór spędziłam w łazience wymiotując. Chłopaki oczywiście wypili na jedną nóżkę, potem na drugą, żeby równowaga była a i następnie wymyślali przeróżne okazje.

Wyszłam z łazienki strasznie blada i usiadłam na krześle w kuchni podtrzymując głowę rękoma. Mama Maćka natychmiast się zainteresowała.

-Boże, dziecko...co ci? Zatrułaś się? A może to przez to wino!?

-Pewnie tak, dawno nie piłam i niedobrze mi się zrobiło....

-Zrobię ci gorzkiej herbatki!-stwierdziła nastawiając wodę na gazówkę.

Wypiłam i zrobiło mi się lepiej, dużo lepiej jednak od razu poszła się położyć do gościnnego a pani Kot postanowiła zakończyć popijawę na dole.

-No chłopaki! Koniec tego dobrego, wódka się skończyła, idziemy spać.- podkasała rękawy podchodząc do męża

-Jusz, jusz koszanie...-mlasnął Rafał próbując polać synowi wódkę jednak nie wycelował i oblał obrus

-Jusz, jusz to wam wystarczy-zaśmiała się głaszcząc małżonka po rameniu- Maciek, chodź na górę, zaprowadzę cię!

-Okej mamuśka...-czknął próbując wstać, ale stracił równowagę i spadł z krzesła

-Maciej!-podbiegła do niego podnosząc go z podłogi-No wam dać alkohol-pokręciła głową- Kuba do salonu na kanapę, bo widzę, że nie dasz rady pójść na górę-rozkazała i powoli ruszyła z Kocurkiem do jego sypialni.


Ułożyła syna jak małego chłopca do łóżka ściągając mu przy tym buty. Maciej nakrył się kołdrą po same uszy.

-Kofam cię-szepnął a jego mama ucałowała go w polik

-Śpij dobrze mały-wyszła. Rafała i Kubę także ułożyła do spania a potem wzięła się za sprzątanie.

Było mi głupio, że nie pomogłam jej, jednak nie byłam w stanie, nie miałam siły. Po dwóch lampkach można się tak załatwić?! To była tragedia... Rano kaca nie było, na szczęście. Za to męczyli się z nim faceci.



___________________________________________
MIAŁ SIĘ POJAWIĆ PO ŚWIĘTACH, JEDNAK WRZUCĘ GO TERAZ GDYŻ W SOBOTĘ PRZYJEŻDŻAJĄ DO MNIE GOŚCIE A PRZEZ CAŁE ŚWIĘTA BĘDĘ MIAŁA TŁUMY W DOMU :)
ŻYCZĘ WAM KOCHANE WSPANIAŁYCH ŚWIĄT, SMACZNEGO JAJECZKA, BOGATEGO ZAJĄCA! :) I MOKREGO DYNGUSA.
_______________________________________
JAK WAM SIĘ PODOBA? W TYM ROZDZIALE POWOLI ZACZĘŁY NASTĘPOWAĆ MAŁE ZMIANY A W NASTĘPNYM BĘDZIE JUŻ WIADOMO JAKIE, CHOĆ PEWNIE SIĘ DOMYŚLACIE:)
POZDRAWIAM, ZAPRASZAM DO CZYTANIA I KOMENTOWANIA A TYM CZASEM :
MONIKA :)

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 12.

Piątek, 28 marca.
Jechałam do Bełchatowa. Cała trasa przebiegła fatalnie. Ogromne korki, dwa wypadki samochodowe. Zamiast jechać 2,5 godziny to za kółkiem spędziłam 6. Byłam wykończona. Około 15 wjechałam na podwórko państwa Gawrońskich.

Moi rodzice mieszkają w pięknym, parterowym, jednorodzinnym domu z dużym ogródkiem niedaleko hali Energia, gdzie swoje mecze często rozgrywała moja ulubiona drużyna siatkarska PGE Skra Bełchatów.

Zgasiłam silnik i wyszłam z mego czarnego Opla Insigni zachwycając się ciepłem słoneczka, które raczyło mieszkańców Bełka.

Rozejrzałam się dookoła przyglądając się drzewom, które zaczynały rodzić pąki. Jak mi tego brakowało!
Wychowałam się tutaj, w Krakowie mieszkam odkąd rozpoczęłam studia, czyli już ładny kawał czasu.

-Stefan!-skierowałam się szybko w stronę psa, który szczekał z radości( tak sądzę :) )- Mordko ty moja kochana!-głaskałam go a on oblizał mi policzek. Dostałam Stefka kilkanaście lat temu pod choinkę. Psiak ma już swoje lata, jednak energii w nim tyle co w młodym szczeniaku! :)

-W końcu jesteś, myśleliśmy z mamą, że już nie przyjedziesz!-usłyszałam męski głos i odwróciłam głowę w stronę drzwi od domu. Stał w nich 53-letni siwiutki mężczyzna, bardzo wysoki, tata ma 2 metry wzrostu, kiedyś podnosił ciężary i jeździł na ogólnopolskie zawody w podnoszeniu, dzisiaj jest kierownikiem wspomnianej wcześniej przeze mnie bełchatowskiej hali.

-Tatuś, były takie korki...-podeszłam do niego całując go w policzek
-Stęskniłam się! Gdzie mama?-posłałam mu szeroki uśmiech i weszłam do środka

-W kuchni, gołąbki pichci. Specjalnie dla swojej jedynaczki-zaśmiał się Krzysztof i udał się za mną

Ojoj, takie zapachy! Kiedy weszliśmy do kuchni zapach potrawy unosił się a ja zamknęłam oczy i nabrałam głęboko powietrza.

-Cześć mamo!-położyłam torebkę na krześle a niska, farbowana blondynka, która liczy sobie 51 lat rzuciła mi się w ramiona przytulając mnie

-Boże,ale ty schudłaś! Pewnie nie masz czasu by sobie coś ugotować i żyjesz na samej kawie i owocach! Przyznaj mi się tutaj zaraz! Ja tobie zaraz włożę gołąbków do słoika to będziesz miała na jakiś czas!-rozgadała się jak szalona przyglądając mi się z każdej strony

Ja schudłam? Kurcze, a właśnie miałam rozpocząć treningi z Anią Lewandowską! :)

-Kryśka, daj spokój! Dziewczyna zapracowana przecież, bez przerwy tylko zawody, podróżowanie a zaraz z kadrą wylatuje do Turcji czy gdzieś tam...Nie dziw się!-tata nastawił wodę na kawę a ja odchrząknęłam głośno

-No właśnie...A propos...-zaczęłam bawiąc się pierścionkami-Zwolniłam się.-rzuciłam szybko i zamknęłam oczy czekając na ich reakcje.

-ŻE CO?!?!-Krystyna upuściła talerz, który na kafelkach potłukł się w drobny mak. Ojciec stanął jak wryty z puszką kawy w ręku i nie wydusił z siebie ani słowa

-Jak to się zwolniłaś?-po chwili spytał odstawiając przedmiot na blat

-No po prostu...Nie miałam innego wyjścia. Ale to nic! Zarejestrowałam się już w urzędzie pracy, pytałam tu i ówdzie, tak więc pewnie szybko coś znajdę.

-Jak nie miałaś innego wyjścia? Co to ma znaczyć? Przecież to była twoja wymarzona praca!-blondynka ponownie się rozkręciła i zaczęła sprzątać szkło z podłogi

-Spokojnie, mam odłożone na koncie, dam sobie radę...-przełknęłam ślinę i pragnąc szybko zmienić temat wyskoczyłam
-Dobre już te gołąbki? Włożę sobie parę-nałożyłam sobie i dosyć szybko je zjadłam. Rodzice uczynili to samo.

Cały czas podpytywali o powód mojego zwolnienia...Co miałam im powiedzieć? Prawdę? Słuchajcie kochani rodzice, przespałam się z Morgensternem i musiałam się zwolnić zanim cała sprawa by wyszła na jaw. Nic im nie powiedziałam. Boże! Jeszcze jakby tego było mało to wieczorem do mojego telefonu zaczęli się dobijać Kamil z Maćkiem. Pewnie też już wiedzieli.

-Halo?-odebrałam siadając na łóżku w moim starym pokoju.

-No halo! Natalia, Łukasz mi powiedział, że się zwolniłaś!- z wyraźnym wyrzutem Stoch zaczął trajkotać do słuchawki

-No, od LGP dostaniecie kogoś innego.

-Weź nie żartuj, 1 kwietnia za kilka dni. Za tydzień lecisz z nami na ostatnie zgrupowanie, tak?

-Nie mistrzu, ja już z wami nie pracuję, sorry....-położyłam się wpatrując w sufit

-Natka...Słuchaj, w poniedziałek przyjeżdżaj do nas do Zęba, czekamy z Ewcią na ciebie. Pogadamy sobie, jasne?

-Nie wiem czy dam radę.

-Jasne?-powtórzył tonem nie przyjmującym sprzeciwu

-Jasne, będę jakoś na wieczór.

Przerąbane. Odłożyłam komórkę na szafkę nocną i pobiegłam pod prysznic. Po powrocie obejrzałam wszystkie zdjęcia jakie Krzysiek z Kryśką mieli w albumach. Śmiałam się pod nosem widząc siebie w samych majtkach mającą jakieś 5-6 lat lub kiedy bawiłam się z koleżanką z podstawówki we Flinstonów. Zawsze byłam Fredem, robiąc słynne JABA-DABA-DU połamałam nogę i całe wakacje spędziłam w gipsie. Jest co wspominać! :) Odłożyłam album słysząc ciche pukanie do drzwi.

-Mogę?-spytała mama wychylając głowę

-No pewnie-poklepałam miejsce obok siebie

-Jesteś w ciąży,  co?-popatrzyła na mnie siadając obok. Wyszczerzyłam oczy wyraźnie zdziwiona

-Nieeee! Coś ty...Niby z kim? W ogóle skąd taki wniosek?!

-No nie wiem...tak mi przyszło do głowy, bo zwolniłaś się...Normalnie nigdy byś tego nie zrobiła-wzruszyła ramionami

-Gdybym była w ciąży to na pewno bym się nie zwolniła mamo-pokiwałam głową a ona przytuliła mnie

-Przepraszam...szukam racjonalnego wyjaśnienia tej sytuacji i tak jakoś pomyśleliśmy z ojcem,że...

-Będziecie dziadkami? Nie mamo, na  pewno nie.-posłałam jej uśmiech a w mej głowie szybko pojawiła się scena sprzed tygodnia






TAKI JAKIŚ...NIE TAKI TEN ROZDZIAŁ :)
DZIĘKUJĘ MOIM CZYTELNIKOM ZA TO, ŻE ZE MNĄ SĄ I WIEM, ŻE MAM DLA KOGO PISAĆ. TO DZIĘKI WAM CO DZIEŃ MYŚLĘ CO BY TU WYKOMBINOWAĆ BY BYŁO W MIARĘ CIEKAWIE I BYŚCIE MI STĄD NIE POUCIEKALI :D
POZDRAWIAM I ZAPRASZAM DO CZYTANIA ORAZ KOMENTOWANIA! :) MONIKA

PS. Byliście już tutaj? http://www.kamilstoch.com.pl
Oficjalna strona Kamila Stocha :)

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział 11.

Sobotni wieczór. Chłopaki przed ostatnim konkursem w sezonie mieli lekkie fory, więc poszli sobie na halę pograć w siatkówkę razem ze Słoweńcami. Szło im to naprawdę dobrze, czasem zastanawiałam się dlaczego nie zajęli się tym na poważnie. Kamil na ataku był niczym Mariusz Wlazły (jego dobry kumpel, który często bywał na zawodach i pstrykał fotki) a Pieter potrafił bronić najtrudniejsze piłki jak Krzysiek Ignaczak.


Siedziałam na ławce zapisując punkty jakie udało się zdobyć obu drużynom. Byłam naprawdę zachwycona, świetnie się na nich patrzyło jednak co parę minut w mojej głowie pojawiały się sceny z poprzedniej nocy. Szybko starałam się je wyrzucić i zastąpić czymś innym.

-Czytałaś swoją umowę? -zapytał Klimowski siadając obok mnie. Spojrzałam na niego zdezorientowana nie wiedząc o co mu chodzi

-Na początku, raz...nie całkiem...A co?

-Ja nie powiem nikomu, ale jeśli to się wyda to polecisz z hukiem dyscyplinarnie. Związek tego bardzo pilnuje.-mówił cicho rozglądając się czy aby nikt nas nie słucha

-Czego?- odłożyłam zaraz kartkę i długopis na bok

-Członkom sztabu szkoleniowego zabrania się w wchodzenia w jakiekolwiek głębsze związki z podopiecznymi, tu patrz ze skoczkami. I nie tylko z kadry, dla której pracujesz.-podrapał się po brodzie i odchrząknął.

Zamarłam. Jak to? Przeoczyłam coś? Wydawało mi się, że czytałam umowę...pobieżnie...
Co ja mam teraz zrobić? Zwolnić się czy czekać aż sami mnie zwolnią?

-Widział pan coś?-spuściłam wzrok nabierając głęboko powietrza w płuca

-Morgiego jak wychodził rano z twojego pokoju...więcej widzieć  nie musiałem.

-Co ja mam teraz zrobić?-schowałam twarz w dłoniach kiedy łzy napłynęły mi do oczu.

Jedna jedyna noc, głupi błąd, chwila zapomnienia z mojej strony... Całe moje życie zawodowe właśnie w tej chwili mogło legnąć w gruzach.
Zbyszek objął mnie ramieniem i pogłaskał po głowie.

-Nie czekaj... Nie chcę ci mówić co masz robić, zrobisz co będziesz chciała.... Myślę, że wiesz co powinnaś zrobić.

Pokiwałam głową ocierając łzę. Szlag by to!

-Natka! Zapisujesz ty te punkciory, czy nie? - Wiewiór spytał kiedy akurat zagrywał Peter Prevc.

-Nie, sorry zgubiłam się.-odpowiedziałam ocierając nos.-Od drugiego seta zacznęęęęęę... O Matko i córko, Piotrek!-podskoczyłam i podbiegłam do Żyły, który dostał z piłki w twarz i poleciał jak długi do tyłu.

Chłopaki zlecieli się wokół niego a ja z Dawidem ukucnęliśmy przy nim klepiąc go po twarzy.

-Pieter, nic nie jest?-Mustafa oklepywał mu policzki a ten otworzył oczy jakby lekko przyćpany i zaczął:

-Justysiu moja kochana, ale żem dostał w bańkę...-pomamrotał coś łapiąc Kubackiego za twarz. Wszyscy parsknęli śmiechem

-Przynieś jakąś mrożonkę, będę miał guza-dotknął wolną ręką czoła i skrzywił się

-Weź ty, ja nie jestem Justysią- Dawid wstał powstrzymując śmiech

-Dasz radę wstać?-spytałam Żyły a ten po chwili został podniesiony przez kolegów i zaprowadzony na ławkę

Przyłożył sobie lód i było po sprawie. Wyobrażacie sobie dostać piłką pędzącą jakieś 100 km/h w głowę???
Przez moment Wiewiórowi się trochę w głowie pomieszało, bardziej niż zwykle :)



Cały czas myślałam o tym co powiedział mi Zbyszek Klimowski. Wróciłam do pokoju. Thomas nie dał za wygraną. Przyszedł i tym razem nie dał się spławić. Stał twardo i czekał aż w końcu wypowiem się w TEJ sprawie. Nie miałam wyjścia, musiałam choć wiedziałam, że sprawię mu tym przykrość.

-Pogadamy w końcu czy nie?- Morgenstern wyraźnie już zniesmaczony całą tą sytuacją spytał stając przy mnie. Spojrzałam mu głęboko w oczy wzdychając ciężko

-To nie powinno było się wydarzyć.

-Jak to?

-To była...to było...-próbowałam coś powiedzieć błądząc wzrokiem po całym pokoju. Unikałam jego spojrzenia. Przed chwilą widziałam w tych błękitnych oczach nadzieję. Nadzieję na to, że będziemy mogli być razem.

-Nie chciałam tego. To była pomyłka.-wydusiłam tkwiąc oczami w podłodze. To był najbezpieczniejszy punkt.

Thomas nie wierzył w to co właśnie usłyszał. Zrobił krok w tył i przez chwilę milczał.

-Co ty mówisz? Zabawiłaś się mną?! Tak?-wykrzyczał a ja nic. Było mi tak źle i wstyd.

-No odpowiedz do cholery! A ja myślałem, że możemy coś...-pokręcił głową zagryzając wargę

-Nie chciałam cię zranić! To samo wyszło, jest mi naprawdę przykro Thomas...-położyłam dłoń na jego ramieniu jednak on odsunął się

-Sądziłem, że jesteś inna a ty po prostu skorzystałaś z okazji by się tylko pobzykać? Ja pierdolę, nie wierzę...

Należało mi się. Zachowałam się jak ostatnia kretynka, egoistka itd.
Trzasnął drzwiami. Rozpłakałam się i położyłam na łóżku przytulając się do poduszki.
Zawsze to ja byłam tą pokrzywdzoną, zdradzoną a teraz... sama to uczyniłam.
Zraniłam dobrego kumpla. Cholernie go zraniłam.
Pół nocy spędziłam na płakaniu. Rano wstając do pracy miałam podpuchnięte oczy. Nawet nie próbowałam tego zatuszować.


Kamil prowadził po 1. serii konkursowej, ale ponownie zajął 4. miejsce. Wygrał klasyfikację generalną, odebrał kryształową kulę. Długo potem udzielał wywiadów dla telewizji, gazet, radia...Rozmawiał z kibicami.
To był jego sezon, jego dzień. Reszta naszych także zaliczyła dobry występ.
Wróciliśmy do Polski.
Kamil z Ewcią do Zębu, gdzie we wtorek odbędzie się gorące przywitanie mistrza. Jasiek z Angelą i córką do Spytkowic, państwo Żyła do Wisły, Dawid z Klimkiem do Zakopanego a Maciek i ja do Krakowa.

Kiedy tylko znalazłam się w swoim mieszkaniu od razu pobiegłam by poszukać swojej umowy.
Faktycznie, grozi mi zwolnienie dyscyplinarne. Nie mogłam w to uwierzyć. Tak bardzo skomplikowałam sobie życie. Ba, nie tylko sobie.

Zrobiłam herbatę, usiadłam przy stoliku studiując umowę po raz któryś z kolei. Nie miałam wyjścia. Musiałam złożyć wymówienie, bo po dyscyplinarce długo kolejnej pracy bym nie znalazła.

Zaczęłam pisać, darłam kartki jedna za drugą, gdyż ciągle coś źle pisałam. Ciężko mi było, nie chciałam się z nimi rozstawać.

-Co ja im powiem?-spytałam pod nosem gdy skończyłam pisać wymówienie. Nazajutrz postanowiłam zawieźć je do PZNu. Pan Tajner nie był zadowolony z mojego wymówienia.

-Żartujesz sobie? Ale czemu? Czemu chcesz ich zostawić?-pytał trzymając kartkę w dłoni

-Muszę panie Apoloniuszu, nie chcę ale muszę.-usiadłam na krześle i napiłam się kawy, której zrobiła nam sekretarka Tajnera. Oczywiście nie zdradziłam mu dlaczego tak naprawdę odchodzę, podałam że powodem są problemy zdrowotne, ale żadnych nie miałam.


KILKA DNI PÓŹNIEJ

Wzięłam się za wielkie porządki. Mycie okien i te inne. Łukasz właśnie się dowiedział, że od przyszłego sezonu pracować będzie z innym fizjoterapeutą. Zaraz się u mnie zjawił by poprosić bym jeszcze to przemyślała, lecz tu nie było nad czym myśleć.

-Cześć! Właśnie kupiłem parę pączków, wstawiaj wodę na kawę.-Kocurek posłał mi szeroki uśmiech "ładując" mi się do mieszkania. Stanęłam jak wryta uśmiechając się.

-Jasne, wejdź, rozgość się...-parsknęłam śmiechem udając się za nim w stronę kuchni

-Świeżutkie, właśnie przywiezione z marmoladą różaną. Moje ulubione- rozłożył je na talerzu, który wyjął z szafki i nie czekając na nic wlał wodę do czajnika i podpalił gaz.

-Gdzie masz kawę?

-Nad gazówką-wskazałam palcem zerkając na pączki. Wyglądały tak apetycznie! Czułam jakby zaraz ślinka miała zacząć mi lecieć

-O, Prima! Ta jest najlepsza! A masz mleko?- gadał jak najęty sypiąc kawę do kubków

-Mam, w lodówce jest.-pokręciłam z rozbawieniem głową - A cukier koło mikrofalówki jak coś.

-Dobra, mam! - krzątał się jak kura domowa a ja przyglądałam się temu z zaciekawieniem.

Zaparzył Primę, wlał sobie mleko i postawił kubki na stole.

-Łyżeczki!- poderwał się sięgając do szuflady. Szybko chwyciłam za pączka i ugryzłam go.

-Pyszne!-mówiłam oblizując palce- Odebrałeś dyplom?

-Odebrałeś,odebrałeś-uśmiechnął się i napił kawy- Jedziesz ze mną w niedzielę do Zakopanego?-wywalił sięgając po słodkości

-Po co?

-Na niedzielny obiad pani Małgorzaty Kot-poruszał zabawnie brwiami

-Jestem zaproszona?-przechyliłam głowę na bok czekając na odpowiedź

-Tata od tygodnia o niczym innym nie mówi-posłał mi szeroki uśmiech a ja odwzajemniłam mu tym samym.

Spędziliśmy miłe popołudnie. Rankiem wyruszyłam do swoich rodziców do Bełchatowa.




TROCHĘ NIE TAKI JAKBYM CHCIAŁA, ALE POWOLI, POWOLI I COŚ SIĘ ZACZNIE :)
W RAMACH PRZYPOMNIENIA OSTATNIE PODIUM W SEZONIE :


PODIUM KLASYFIKACJI GENERALNEJ:

ZAPRASZAM DO CZYTANIA I KOMENTOWANIA. MONIKA :)


czwartek, 3 kwietnia 2014

Rozdział 10.

Maciej nie mógł zasnąć piątkowej nocy. Kiedy Kamil i Jan smacznie chrapali "pufając" sobie przy tym, on przekładał się z boku na bok wpatrując się w ścianę lub w niebo, na którym pobłyskiwały gwiazdy i świecił ogromny księżyc. Myślał. O czym? O konkursie drużynowym, który miał odbyć się jutrzejszego poranka, o tym że jego współlokatorzy potwornie zaciągają nie dając mu spać i o... No właśnie, chyba się domyślacie o kim?

Wróciłam z zebrania późno w nocy, skończyło się ok 24. Właściwie to wszyscy prócz mnie wyszli godzinę wcześniej, ale jako że się spóźniłam to musiałam zostać i nadrobić to co przegapiłam, a było tego sporo. Oczywiście nie obyło się od ochrzanu od Łukasza, który lubił mnie, ale na swój sposób, więc często nie omieszkał posłać do mnie złośliwej uwagi.

Szybki demakijaż, prysznic, mycie zębów i łóżko. No dobra, tego ostatniego nie udało mi się zrealizować, gdyż kiedy wychodziłam z łazienki usłyszałam pukanie do drzwi. Podskoczyłam przerażona czując jak moje serce na chwile staje.

-Kto to?- zadałam pytanie sama sobie i niepewnie ruszyłam w stronę drzwi. Dreszcz przeszedł mnie po plecach, bo niedawno oglądałam horror, w którym miała miejsce podobna scena. Moja wyobraźnia nie zna granic. Zaczęłam sobie wyobrażać jakiegoś psychopatę z nożem, ale po chwili popukałam się w czoło. Delikatnie położyłam dłoń na klamce i uchyliłam drzwi.

-Cześć, wpuścisz mnie?- usłyszałam znajomy głos i dotarło do mnie, że tym psycholem jest Morgenstern.
Otworzyłam drzwi szerzej.

-A ty co, spać nie możesz? Nawet nie wiesz jak się przestraszyłam kiedy zapukałeś.- na mej twarzy pojawił się grymas i odsunęłam się by go przepuścić.

Thomas zaśmiał się cicho widząc minę jaka wymalowała się na mej twarzy.

-Właściwie to tak, nie mogę spać... Wiesz, pełnia księżyca jest a ona jakoś tak na mnie działa.- pokiwał głową i usiadł na łóżku

-Aaa... jestem zmęczona, miałam ciężki dzień. Jeśli pozwolisz to położę się spać, okej?

-Jasneee, kładź się.-wzruszył ramionami przyglądając mi się. Stanęłam patrząc na Austriaka. Przechyliłam głowę i pokiwałam nią w stronę drzwi tak jak zrobił to Jack Sparrow w Piratach z Karaibów, kojarzycie? :)

-Błagam Thomas, jeśli to coś ważnego to pogadamy przed zawodami, ja naprawdę chcę odpocząć.

Morgenstern chcąc nie chcąc wstał i ruszył w stronę drzwi, jednak tego co zrobił chwilę potem w życiu, ale to w życiu bym się nie spodziewała.
Stanął i odwrócił się w moją stronę.

-To coś bardzo ważnego Natalia.- rzekł i szybko znalazł się przy mnie składając namiętny pocałunek na mych wargach. Nie zdążyłam zareagować. Nie chciałam tego, jednak nie protestowałam. Czemu? Sama nie wiem. Całując się z nim przez mą głowę przeleciało milion myśli, ale w żadnej z nich nie znalazł się Kocurek.
Ale niby czemu miał się tam znaleźć? Ciężka sprawa... Obiecałam sobie kiedy rozstawałam się z Marcinem, że dam sobie spokój z facetami na długo. Wbiłam sobie do głowy, że każdy koleś na świecie jest taki sam. Świnia, która najpierw zawróci w głowie a potem zdradzi i zostawi. Ta myśl była, gdzieś z tyłu, ale przytłumiona przez te, że jako dojrzała kobieta mam też swoje potrzeby, które właśnie mogłam zaspokoić. I zrobiłam to...kochałam się z Morgensternem.

Przebudziłam się około 5 rano. Obok mnie spał Thomas. Nakryłam się kołdrą po samą szyję i odwróciłam się plecami do niego. Źle się czułam, nie powinnam była tego robić. Lubiłam Thomasa, ale nic do niego nie czułam. On jednak darzył mnie uczuciem. Poczułam to, kiedy był taki delikatny, czuły...

Ubierałam się w pośpiechu, ale i po cichu by go nie obudzić. Nie chciałam teraz spojrzeć mu w twarz. Zeszłam na dół na śniadanie, usiadłam obok chłopaków, przy Maćku, który był niewyspany i jakiś taki dziwny.

-Ty też spać nie mogłaś?- Klemens przyjrzał mi się zajadając jajecznicę

-Taak... pełnia była, a ona tak jakoś na mnie działa-powtórzyłam wcześniejsze słowa Austriaka trzymając widelec w dłoni i przesuwając nim ogórka na talerzu

-Serio...-Kamil uniósł brew do góry i pokiwał lekko głową jakby wiedział co jest grane


Thomas przeciągnął się ziewając. Wyciągnął rękę chcąc mnie przytulić, ale zastał puste miejsce obok siebie.
Poleżał tak jeszcze parę minut, później ubrał się i wyszedł z mojego pokoju kierując się na swoje piętro. Nie umknęło to uwadze Klimowskiego, który akurat wracał ze śniadania i postanowił skoczyć na moment do swojego lokum.


Podczas konkursu padał lekki deszcz, ale na szczęście udało się przeprowadzić wszystko i nasza drużyna jak wcześniej sobie założyła, stanęła na podium. W składzie Murańka, Żyła, Kot i Stoch zgarnęli srebro. Pozostała już tylko niedziela i koniec. Z jednej strony się cieszyłam, że w końcu odpocznę, ale z drugiej...

Przez cały dzień starałam się unikać Thomasa, z zamierzonym skutkiem. Kiedy on próbował coś powiedzieć ja zmykałam pod pretekstem spotkania lub tego co akurat przyszło mi do głowy. Wiedziałam, że długo mi się to nie uda.









SORRY....!!!!!!!!! GŁUPI ROZDZIAŁ, BRAK WENY MNIE ZNOWU DOPADŁ I JAKIEŚ GŁUPOTY TU STWORZYŁAM!
CHOCIAŻ TAK JAK OBIECAŁAM NAKRĘCĘ COŚ Z MAĆKIEM I THOMASEM NO I JAKOŚ MI SIĘ CHYBA UDAJE... ;)
ZAPRASZAM DO CZYTANIA I KOMENTOWANIA. MONIKA