sobota, 10 maja 2014

Rozdział 19.

4 lata później...

8. czerwca 2019 r.


Mam 36 lat, jestem spełniona pod każdym względem. Mam 4-letniego, zdrowego synka, który w każdym calu przypomina swojego biologicznego ojca i bawiąc się udaje, że jest skoczkiem narciarskim. Często jeździ ze mną na zawody. Rok temu poszłam do pracy, jestem teraz fizjoterapeutką w prywatnym gabinecie pewnej kobiety. Filip chodzi do przedszkola i każdemu chwali się, że jego tatuś jest skoczkiem.
Niedługo po porodzie przeprowadziliśmy się do większego domu, gdyż moje mieszkanko było za małe.
Zakochałam się. Choć jest on młodszy ode mnie, to w niczym nam to nie przeszkadza. Wszyscy nas wspierają i mówią nam, że jesteśmy parą idealną.


Dziś jest ten jeden jedyny dzień, na który każda kobieta czeka przez całe swoje życie...


-Mamo, mamo! Gdzie tatuś?!-do salonu wbiegł Filip, jeszcze w piżamce, wskoczył mi na kolona obejmując mnie rączkami

-Tatuś przecież jest u babci Gosi i dziadka Rafała skarbie.-cmoknęłam go w policzek na co on lekko zrezygnowany stanął na podłodze i włączył sobie bajkę na Polsat Jim Jam.

 Inteligencja pierwsza klasa, blondynek potrafi się obsługiwać dekoderem, laptopem i tabletem. Ma to po mnie oczywiście, chociaż to... Thomas ograniczył się jedynie do przesyłania pieniędzy na Filipa. Wielka szkoda. Chciałam by mały znał swego prawdziwego ojca, ale dla Thomasa to było...Wrócił do Kristiny i Lily, nie miał czasu na drugie dziecko. Maciej jest wspaniałym tatą dla Fifiego, mały świata poza nim nie widzi i niech tak zostanie. Teraz to wiem. Niedługo staniemy się prawdziwą rodziną, jeszcze kilka godzin.

-Filip, teraz nie przeszkadzaj, bo zaraz pani fryzjerka przyjedzie zrobić mamusi fryzurę,dobrze?- Ewa Stoch nachyliła się nad mą latoroślą targając go po czuprynie. Wyjęła z szafy suknię ślubną i powiesiła ją na drzwiach.- Maciej oszaleje jak cię zobaczy! Boże, już się doczekać nie mogę.-rozmarzona zaklaskała w dłonie. Byłam zestresowana. Zegar wybijał dopiero 9 rano, ale jak sobie pomyślałam, że już o 16 mam stanąć przed ołtarzem... Żołądek mi się ściskał! Oby to jak najszybciej zleciało, ślub i pierwszy taniec. 

(...)

Fryzura, makijaż, paznokcie. Czułam się jak królowa! Fryzjerka stała za mną robiąc cuda z mymi włosami a kosmetyczka zajmowała się makijażem a potem paznokciami. Ewa stała z boku czekając na swą kolej. Tak, będzie moją świadkową. Antosia z Filipem biegali po całym domu bawiąc się i śmiejąc w niebo głosy. Nie ma nic cudowniejszego od widoku szczęśliwych dzieciaczków.

-Jesteś prześliczna.-mama wydusiła przez łzy obejmując mnie całą. Nie mogłam oddychać!

-Mamuś, dusisz mnie-zaśmiałam się odklejając od niej. Poprawiłam włosy i sukienkę po czym stanęłam przed lustrem

Zatkało mnie. Nawet nie myślałam, że mogę tak ślicznie wyglądać. Okręcałam się wokół własnej osi, dotykając włosów i twarzy. To naprawdę ja? Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Orkiestra stała pod domem i przygrywała weselne melodie, kamerzysta i fotograf byli u mnie w domu, uwieczniali początek całej uroczystości. Mnie i gości. Wszyscy czekaliśmy na przybycie pana młodego i świadka, którym był Kuba Kot. Cała moja rodzina zjechała się na wesele, ciocie, wujkowie, których nie widziałam z 10 lat. Filip plątał się każdemu między nogami, wyraźnie był znudzony. Jak dla niego to już za dużo.

-Są już, przyjechali!- Kamil wbiegł do salonu a ja jak to tradycja nakazuje musiałam wyjść na zewnątrz by ich przywitać. Pogoda cieplutka, jak to zwykle była w czerwcu. Na podjeździe stanął srebrny mercedes przystrojony idealnie przez panią florystkę. Maciej wynurzył się z auta w garniaku i lakierkach z bukietem kwiatów w ręku. Tuż za nim stanął jego świadek i rodzice, którym z zachwytu poleciały łzy wzruszenia. Przywitałam się z nimi całusami w policzek a na koniec Maciek zbliżył się do mnie całując mnie czule  w usta.

-Zakochałem się.-spojrzał mi głęboko w oczy wręczając przepiękny bukiet

-Serio? Szczęściara z niej przystojniaku.-uśmiechnęłam się szeroko chwytając go pod rękę.

W domu rodzice udzielili nam błogosławieństwa, nie obyło się bez małych pomyłek i zacinek spowodowanych wzruszeniem. To była piękna chwila a jeszcze piękniejsza miała się zaraz zdarzyć w jednym z krakowskich kościołów. Przy świątyni czekali już wszyscy goście, w tym cała kadra skoczków z żonami i dziećmi. Patrzyli na nas a my szliśmy w stronę drzwi dumni i szczęśliwi. Na wejściu spotkaliśmy księdza, który przywitał nas uściskiem dłoni. Goście weselni zasiedli w ławkach a my ruszyliśmy razem z rozpoczęciem się Marsza Mendelsona.

(...)

-Ja Natalia, biorę sobie ciebie Macieju za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską(...)-starałam się nie rozryczeć, szkoda by było tak pięknego makijażu. Maciek uśmiechał się tylko widząc me zaszklone oczy. Fifi siedział z dziadkami, nie ogarniał zbytnio sytuacji, ale najważniejsze, ze był grzeczny.

-Ja Maciej, biorę sobie ciebie Natalio za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską(...)


Założyliśmy sobie złote obrączki na palce i ksiądz pozwolił nam się pocałować. Rozległy się brawa. Wspaniała chwila. Zastanawiacie się jakie nazwisko teraz noszę? Gawrońska, nie zmieniałam gdyż musiałabym to zrobić również z Filipem, a nie chcieliśmy mieszać.

Rzucali w nas ryżem i groszówkami, obsypali nas prezentami, kwiatami i mocą życzeń. Nie było temu końca. Jako, że zaprosiliśmy 150 osób to trochę pod kościołem czasu spędziliśmy.

-Dużo seksu kochani, by się wam wszystko układało, kochajcie się, miejcie dzieci, bo przyrost niski i jeszcze raz dużo seksu.-Piotrek Żyła wyściskał nas i wycałował po czym podał Kubie kopertę i odszedł na bok.

Życzeń tego typu dostaliśmy baaardzo dużo, zwłaszcza od kolegów z kadry. Przynajmniej się pośmialiśmy.
Koło 19 pojechaliśmy do hotelu, w którym miało odbyć się nasze wesele. Rodzice przywitali nas chlebem i solą, później odbył się nasz pierwszy taniec do piosenki Love is all around.
Zabawa do białego rana przy świetnych piosenkach, wódce i pysznym jedzeniu. Tradycyjne polskie wesele. Wszystkim się podobało, zwłaszcza nam. Nie obyło się bez śmiesznych sytuacji, np przy oczepinach, kiedy zakręcony Wiewiór chciał iść łapać bukiet, albo gdy Kamil wyszedł na środek i zaśpiewał nam zboczoną przyśpiewkę weselną : tekst.

(...)

Czy będziemy żyć długo i szczęśliwie? Czy długo nie wiem, ale mam nadzieję, że szczęśliwie i razem.
W swoim życiu popełniłam wiele błędów, podjęłam wiele niewłaściwych decyzji, ale gdyby nie to dziś nie miałabym wspaniałego dziecka. On i Maciej to najlepsze co mnie w życiu spotkało. Kocur ostatnio zaczął wspominać o córeczce...kto wie, kto wie? Może się namyślę. Tym czasem po poprawinach wylatujemy na wakacje na Karaiby, zabieramy ze sobą Filipa. Będzie to nasz pierwsza rodzinna wyprawa.

Elektryczne Gitary

To już jest koniec. The end

______________________
I tak oto zakończyła się dosyć burzliwa historia Natalii Gawrońskiej, nie tak jakbym chciała, na nic więcej nie było mnie stać. Nie mam weny ani pomysłów. Musi wam wystarczyć to co na górze:)
Dziękuję moim czytelniczkom, że byłyście ze mną i czytałyście moje wypociny.
Kocham was normalnie i pozdrawiam serdecznie! :*
Jeśli macie chęć zapraszam was na moje drugie opowiadanie: www.kochaj-mnie-tak-jak-siatkowke.blogspot.com 
Pozdrawiam! :*
Monika

piątek, 9 maja 2014

Rozdział 18.

-Cześć, pokaż to cudeńko-rzekłam wchodząc do sali, w której leżała Ewa. Ucałowałam ją w policzek i od razu skierowałam się do łóżeczka, w którym leżała mała Stochówna.- Czysty Kamil-pogłaskałam ją po policzku. Antosia smacznie spała, była taka słodka i niewinna.

-A tam gadasz, teściowa mówiła, że do mnie podobna.-blondynka zaśmiała się podciągając do pozycji siedzącej-Dzięki, że przyszłaś. To dla Antosi?-spytała wskazując na torebkę z prezentem, którą miałam w dłoni.

-Tak, tak! Kupiłam parę ciuszków, zobacz jakie słodkie.-uśmiechnęłam się na samą myśl siadając przy szpitalnym łóżku. Ewa wyciągnęła je rozkładając koło siebie. Była bardzo zadowolona.

-Cudowne są...

-A jak Kamil? Zeszło z niego to ciśnienie?

-Ja mam nadzieję, choć ciężko mu było dzisiaj wrócić na treningi.

-Nie dziwię się...-pokiwałam lekko głową odgarniając rozpuszczone włosy na bok.

Antosia obudziła się, więc Ewa wzięła ją na ręce i przystawiła do piersi gdzie mała przyssała się do sutka pijąc mleko. Wyglądało to tak słodko. Pomyśleć, że już niedługo ja będę coś takiego przeżywać. Pojawi się w moim życiu takie maleństwo, wielkie szczęście, które totalnie zmieni moje życie.
Posiedziałam tak jeszcze jakąś godzinkę i wróciłam do domu. Mieszkanie było już przygotowane na przyjście Filipa na świat. Tylko łóżeczko czeka na skręcenie, ale za parę dni wpadnie Maciek, który obiecał się tym zająć.

(...)

17. grudnia, w przerwie pomiędzy zawodami a treningiem przyjechał Maciej. Urwał się z Engelbergu specjalnie by mi pomóc i sprawdzić czy wszystko okej. Ewa z Antosią już kilka dni temu wróciły do domu, Kamil chciał nawet z zawodów zrezygnować by być z nimi, ale Ewka mu zdrowo przemówiła do rozsądku i został tam gdzie być teraz powinien. Niedługo są święta. Przytargałam ze strychu swą sztuczną choinkę i ozdoby, ustawiłam ją przy oknie balkonowym i pomału zaczęłam wieszać na niej lampki.
Rozległo się pukanie do drzwi, a jako że nie chciało mi się iść, krzyknęłam:

-Otwarte, wejdź!-i po chwili mym oczom ukazał się Kot. Bardzo zadowolony, podszedł i ucałował mnie w policzek

-A ty już poczekać nie mogłaś, tylko dźwigałaś to wszystko?-wyszczerzył oczy podpierając ręce na biodrach

-Daj spokój, to nie jest aż takie ciężkie.-zaśmiałam się masując się po brzuchu

-Coś nie tak, boli cię?-zaniepokojony złapał mnie pod rękę i podprowadził do kanapy-Usiądź, przyniosę wodę.-rzucił szybko znikając w kuchni, jednak po chwili wrócił ze szklanką napoju. Napiłam się opierając wygodnie.

-Lekarz powiedział, że przy końcówce tak jest, dziecko się obniża.-przymknęłam powieki wzdychając ciężko

-Odpoczywaj, ja dokończę!-rozkazał i wziął się za strojenie zielonego drzewka. Efekt końcowy:niesamowity. Ma chłopak do tego dryg. Po tym poskręcał łóżeczko i postawił je pod ścianą. Byłam mu potwornie wdzięczna, gdyby nie on...nie poradziłabym sobie. Ostatnio zaczęłam czuć się w jego towarzystwie wspaniale, jak prawdziwa kobieta. Maciej zawsze okazywał mi szacunek i wsparcie. Może powinnam się przełamać? Może Ewka znowu ma rację?

(...)
Święta minęły we wspaniałej atmosferze, byłam w Bełchatowie u rodziców, którzy wręczyli mi ogromne paczki z nowiuśkimi rzeczami dla Filipka. Imię wymyślił Maciej, od razu mówię. Spodobało mi się, więc czemu by nie? Poza tym nawet pasuje, Filip Gawroński. Według mnie jak ta lala.
Jako, że zima sroga  w tym roku to zbytnio z domu się nie wynurzałam, bo chodniki śliskie, nie posypane piachem, tylko patrzeć jakbym orła wywinęła i by było nieszczęście.

Dziś mamy Sylwestra. Skoczkowie w Ga-Pa, jak zwykle sobie nie poświętują zbytnio a ja mimo zaproszeń Stochowej i Żyły postanowiłam zostać w domu. Czułam się jakoś nieswojo. Brzuch mi się dziwnie napinał, dziecko było jak nigdy spokojne. Wieczorem usiadłam przed telewizorem oglądając Sylwester z Polsatem i zajadając się smakołykami, które akurat miałam w lodówce. Przeszedł mnie okropny skurcz. Wiedziałam, że już czas. Parę dni wcześniej spakowałam torby do szpitala, więc powoli wyłączyłam plazmę, ubrałam się, wzięłam wszystkie dokumenty, torbę i wolnym krokiem, krzywiąc się co jakiś czas z powodu bólu zeszłam na dół przed blok i wsiadłam do samochodu. Akcja porodowa mi się zaczęła a ja samochodem do szpitala. Tak, głupie i ryzykowne posunięcie, ale innego wyjścia nie miałam. W sumie zawsze mogłam wziąć taksówkę, albo poprosić sąsiada, ale ja jak zwykle Zosia Samosia, wszystko sama.

(...)

-Przyj Natalia, przyj!-krzyczała jedna z położnych, ale ja już nie dawałam rady. Nie miałam siły a poród trwał już 16 godzin. Położyłam głowę na poduszce ciężko dysząc, oczy ze zmęczenia same mi się zamykały a Filip ani myślał wyjść.

-To za długo trwa, przynieś zgodę na narkozę i cesarkę.-rozkazał ginekolog, który przyglądał się z boku całej akcji

-Poczekajmy jeszcze, pani młoda, da radę.-odezwała się druga lekarka tej samej profesji sprawdzając zapisy jakiś aparatur

-Nie da rady, nie widzisz, że jest wycieńczona?!-wkurzony facet aż krzyknął kipiąc złością-Podpisze pani zgodę na cc?-nachylił się nade mną głaszcząc mnie po głowie. Ja tylko pokiwałam głową.

(...)

Nic nie pamiętam. Wiem, że mnie uspali i...później słyszałam tylko coś w stylu "Proszę się obudzić, już po wszystkim! Ma pani zdrowego synka". Byłam słaba, nie kontaktowałam zbytnio. Po paru godzinach przywieźli mi Filipa do sali. Był taki spokojny i tak cudownie spał. Jak aniołek, pokochałam go najmocniej jak tylko się da. Można powiedzieć, że się w nim zakochałam, bo skradł me serce w całości. Wiedziałam, że nie ma w nim już miejsca dla nikogo innego. Dla żadnego faceta.

Filip Gawroński, urodzony 01.01.2015 r. o godzinie 14:45. Waga 3.500, wzrost 56 cm, 9 pkt w skali Apgar


(...)
Zadzwoniłam do Macieja, by podzielić się z nim tą informacją. Wiem, ze powinnam najpierw poinformować Thomasa, ale zrobiłam to później. Nie trzeba było długo czekać. Kilka godzin i Kot stoi w drzwiach do sali. Wielki uśmiech na twarzy, przywitał się ze mną by po chwili wziąć Filipa na ręce. Rozmawiał z nim, pocałował go w czółko, głaskał go po policzkach. Jak prawdziwy ojciec. Morgenstern nie przyjechał, bo powiedział, że Alex go nie puści i że zajedzie po TCS do nas. Okej, jak chce.

-Podobny do ciebie.-powiedział siadając przy łóżku. Położył małego obok mnie i przyjrzał się nam bacznie

-Też tak sądzę.-szepnęłam posyłając mu uśmiech

-Jak się czujesz, cesarkę miałaś? -dopytywał zaciekawiony

-Tak, nie mogłam normalnie urodzić, ale wszystko jest dobrze.-odetchnęłam głęboko z ulgą krzywiąc się po chwili odczuwając ból po cięciu

-To najważniejsze...Natka ja chcę być z wami, z tobą. Kocham cię, chcę wychowywać z tobą Filipka.-mówił błądząc wzrokiem po mej kołdrze. Spodziewałam się tego. Wiedziałam, że prędzej czy później to się wydarzy. Wbiłam wzrok w synka głaszcząc go po uszku. Długo milczałam.



_______________________
Przedostatni rozdział :) Ostatni part pojawi się być może na początku przyszłego tygodnia.
Nie mam pomysłów na to opowiadanie, teraz będzie mi ciężko napisać końcówkę, ale postaram się by wyszło dobrze.
Zapraszam do czytania i komentowania.
Pozdrawiam, Monika:*

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 17.

-Co ty tu robisz...?-wyszeptał ledwo otwierając powieki. Był wyczerpany, obolały, miał opuchniętą twarz. Nie chciałam go denerwować. Pomyślałam przez chwilę, że jednak niepotrzebnie tu przyjeżdżałam. On potrzebuje spokoju i odpoczynku. Miałam na sobie kurtkę, więc Thomas nie dojrzał mego brzucha. Może nie powinnam teraz mu fundować takiej wiadomości? Niepewnie położyłam swą dłoń na jego dłoni, spodziewałam się, że zaraz ją zabierze jednak nie zrobił tego. Patrzył na mnie a ja na niego. Trwało to może parę sekund.

-Gregor mi powiedział, że tu jesteś. Nie mogłam nie przyjechać.-spuściłam wzrok wpatrując się w dół szpitalnego łóżka

-Niepotrzebnie się fatygowałaś.-delikatnie zagryzł wargę i skrzywił się najprawdopodobniej odczuwając ból

-Chcę żebyś o czymś wiedział Thomas...-zaczęłam pomału odpinając zamek od kurtki. Bałam się jego reakcji. Zdjęłam ją z siebie kładąc rękę na ciążowym brzuszku.- Będziemy mieli syna.-przechyliłam głowę na bok oczekując jego reakcji. Milczał, tak długo nic nie mówił. Postanowiłam wstać i wyjść. Zagarnęłam torebkę i skierowałam się do drzwi.

-Odpoczywaj-rzuciłam łapiąc za klamkę. Wiedziałam, że tak będzie. Z resztą...czego mogłam się spodziewać? Że się ucieszy? Nie mogłam tego od niego oczekiwać.

-Zaczekaj-powiedział zdecydowanie, więc odwróciłam się na pięcie i pokręciłam głową

-Ja niczego od ciebie nie chcę, chciałam tylko żebyś wiedział...

-Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś?-zdezorientowany wskazał palcem na krzesło bym usiadła

-Chciałam, ale...rozłączyłeś się wtedy i...zrezygnowałam...-przysiadłam z powrotem koło niego

-Przepraszam, byłem wtedy zły na ciebie, gdybym tylko wiedział co chcesz mi przekazać...-westchnął ciężko jednak po chwili na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, odwzajemniłam mu tym samym

-Nie przepraszaj, nie mam do ciebie o to żalu. To ja powinnam cię przepraszać, skomplikowałam ci życie...-złożyłam usta w wąską kreskę bacznie przyglądając się Austriakowi

-Przepraszasz mnie za to, że zaszłaś w ciążę? Połowicznie to też moja robota.-zaśmiał się, choć zaraz spoważniał, gdyż ból nie dawał o sobie zapomnieć. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, ale przerwał nam lekarz, który wcześniej wskazał mi salę, w której Morgi leży. Poprosił mnie o opuszczenie szpitala, więc pożegnałam się z ojcem swego dziecka i wyszłam. Czy jestem zadowolona? Tak, teraz tak. Oboje wiemy na czym stoimy, Thomas zna prawdę a ja mogę z czystym sercem stwierdzić, że mój syn będzie miał ojca.
Nie mogłam długo tam zabawić, więc na drugi dzień po południu wróciłam do Polski. Morgenstern powiedział, że będzie płacił na dziecko i że chce regularnie uczestniczyć w jego życiu. Zgodziłam się, to naturalne. Tylko tak mogę mu to wszystko wynagrodzić.

Czas leciał jak szalony, mamy początek grudnia. Do rozwiązania został mi niecały miesiąc a Ewa Stoch jest już na dniach. Kamil lata jak szalony, jak wiadomo sezon się już rozpoczął i skoczkowie są na rozjazdach, ale nasz Mistrz Olimpijski bez przerwy wydzwania do domu i rozkazał swojej mamie odwiedzać synową przynajmniej raz dziennie by sprawdzała czy wszystko jest okej. Fajnie, prawda? Stoch jest bardzo troskliwy, chciałabym być na miejscu Ewki, choć ona zaczyna się nieźle wkurzać! 3. grudnia Ewcia przyjechała do mnie do Krakowa i razem wybrałyśmy się na zakupy dla naszych dzieci. Wleciałyśmy do centrum handlowego i pierwszy kierunek to sklep z wózkami i innymi tego typu rzeczami. Nie wiedziałyśmy na co się zdecydować. Blondynka szukała czegoś różowego, ja oczywiście ciemniejszych kolorów.

-Spójrz na ten! Jest niesamowity!-Ewa zaczęła biec w stronę wózka, który wpadł jej w oko. Wyobraźcie sobie ją biegnącą z tak wielkim brzuchem. Wyglądało to przekomicznie.

-Śliczny! Wielofunkcyjny i dużą gondolę ma.-zachwycałam się pomału zbliżając się do niej.
wózek Ewy

-Biorę go, gdzie sprzedawca?-rozejrzała się dookoła a po chwili zapłaciła za niego i stał się jej własnością- A ty coś znalazłaś?-zerknęła na mnie a ja dalej chodziłam pomiędzy tym wszystkim nie mogąc się zdecydować

(...)

-A ten?-wskazałam palcem
mój wózek

-Zajebisty! I co, bierzesz?-uśmiechnęła się od ucha do ucha.

-Jasne!-pokiwałam głową.

(...)
Następnie wybrałyśmy łóżeczka, wanienki i inne takie a już po południu tego samego dnia miały zostać one dostarczone do naszych domów. Zakupy z głowy, wszystko mamy!
Dostałyśmy ogromną ochotę na deser owocowy, zamówiłyśmy swoje zachcianki siadając w jednej z restauracji.

-Znowu Kamil, zatłukę go chyba.-na twarzy blondynki pojawił się grymas- Co chcesz? Jeszcze nie rodzę, nie mam skurczów ani nic z tych rzeczy. Zrobiłam z Natką zakupy i teraz jesteśmy na słodkościach, dasz mi chwilę pożyć?-zaśmiała się pakując do buzi ogromną truskawkę z bitą śmietaną

-Wiesz, że się martwię, jutro mija twój termin porodu!-rzekł zaniepokojony mąż, siedziałam z boku a doskonale słyszałam to co on mówi

-Wiem, przecież to nie jest powiedziane, że muszę jutro urodzić, zadzwoń później, pa!-i się rozłączyła. Zaczęłam się śmiać, tak przejmującego się Stocha w życiu nie widziałam.

-Już się boje co to będzie jak ja urodzę...-pokręciła głową z rozbawieniem

-Nie narzekaj, każda by chciała być na twoim miejscu.-stwierdziłam dokańczając swój deser

-A propos, a jak Maciek? Widzę, że też się przejmuje...-zaczęła przesuwając palcem po blacie stolika

-Bardzo...zachowuje się jakby to było jego dziecko.-posłałam jej delikatny uśmiech. Kot strasznie się angażuje, jestem mu za to wdzięczna, ale mam nadzieję, że nie oczekuje ode mnie czegoś więcej...wiecie czego.

-Nie żeby coś, ale on się chyba w tobie zakochał.-uniosła swą blond brew do góry składając usta w ciupek. Położyła rękę na swoim brzuchu i delikatnie zaczęła nią przesuwać.

-Błagam cię Ewa, ja nie chcę mieć faceta. Będę miała dziecko i to mi wystarczy, nie potrzebuję miłości.

-Tylko tak mówisz...-zaśmiała się lecz po chwili skrzywiła się na skutek bólu, który przeszedł jej ciało- Natka, wody mi odeszły...- stwierdziła z przerażeniem patrząc na podłogę, po której wody płodowe zaczęły płynąć niczym mała rzeczka

-O kurwa!-krzyknęłam podrywając się z krzesła- Kelner! Rachunek, szybko! -zwróciłam się do pracownika lokalu a ten widząc co się dzieje machnął ręką mówiąc:

-Żaden rachunek! Do szpitala jedźcie, deser na koszt firmy!- pomógł mi zaprowadzić Stochową do samochodu i pojechałyśmy do krakowskiego szpitala.

(...)
-Do Kamila zadzwoń jak będzie po wszystkim!-rozkazała mi kiedy lekarze wieźli ją na salę porodową

-Jasne, trzymaj się!-pomachałam a po chwili stanęłam przed zamykającymi się drzwiami na porodówkę. Usiadłam na krzesełku i czekałam. Trwało to wiele godzin, słyszałam krzyki Ewy, byłam tym wszystkim przerażona! Oczywiście postanowiłam wcześniej zadzwonić do jej męża, który był tak zszokowany, że sam nie dał rady przyjechać. Przywiózł go Piotrek Żyła, w sam raz na końcówkę. Siedzieliśmy jak na szpilkach, zwłaszcza Kamil . Łaził w tę i z powrotem aż w końcu rozległ się przeraźliwy płacz noworodka.
Położna zawołała skoczka do środka, po jego twarzy spływały łzy wzruszenia. Od razu wziął Antosię na ręce. Mała waży 3250 i mierzy 52 cm. Zdrowa baba! Ewa wycieńczona porodem leżała na łóżku szpitalnym, ledwo utrzymywała otwarte oczy, ale była szczęśliwa i zadowolona. Oboje byli mega szczęśliwi.

Antonina Ewa Stoch, ur. 03.12.2014 r. 23:12.






___________________________
Kolejny za nami, nie podoba mi się, bo wena mi zwiała jeśli chodzi o te opowiadanie i nie mam zbytnio pomysłów :P
Pozdrawiam, do następnego :*